piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział Dwudziesty Trzeci

   Nadszedł dzień ślubu.
   Tak strasznie się stresowałam. Tak bardzo się bałam, że coś źle pójdzie...
 
   Obudziłam się rano, sama. Na poduszce Justina była biała róża, moja ulubiona, a obok karteczka. Chwyciłam delikatnie w dłoń kawałek papieru i rozłożyłam.
             
            "Dzisiaj zostaniesz moją One Less Lonely Girl na zawsze... kocham Cię królewno
                                                                         Justin <3"
Moją twarz rozpromienił uśmiech. Mój żołądek ogarnął znajomy ścisk. Stres. Bałam się, że coś mnie powstrzyma, że nie będę w stanie nic powiedzieć. Nie mogłam mu tego zrobić. Podniosłam się na łóżku i położyłam gołe stopy na drewnianej podłodze. Pobiegłam do łazienki i rozebrałam się z koszuli nocnej. Odkręciłam wodę i zamknęłam oczy. Co jeśli na prawdę spanikuję ? Nie mogę, nie Ashley Natalie Crow ! Weź się w garść !

   Odebrałam telefon. Dzwoniła mama. Nie chciałam z nią teraz rozmawiać, ale wiedziałam, że muszę.
-Dzień dobry kochana - usłyszałam jej szczęśliwy głos.
-Dzień dobry mamo - sztucznie się uśmiechnęłam i starałam się, aby mój głos nie brzmiał bardzo strachliwie.
-Podjedziemy z Carmen po Ciebie za 15 minut - zagruchała wesoło.
-Dobrze, czekam - rozłączyłam się. W ręku trzymałam pudełko z ozdobami, podwiązkę i welon zwinięty w mały kłębek. Wpatrywałam się w przedmioty jak w talizmany lub jakieś magiczne narzędzia. Czy byłam na pewno gotowa ? Czy to była dobra decyzja ? Kochałam Justina nad życie, naszego małego synka też, ale nadal nie wiedziałam czy robię dobrze. Ubrałam szorty i podkoszulek Justina rozkoszując się jego zapachem. Zaraz usłyszałam klakson od auta Carmen, więc wzięłam szybko torbę i wyszłam z domu.
-Jak się czujesz ? - zapytała rozbawiona Carmen gdy wsiadłam do auta.
-Niedobrze mi - wykrzywiłam się.
-Uuu, pani Crow kolejny wnuk ? - zaśmiała się patrząc na moją mamę.
-Ooo nie nie nie - wykrzyknęłam oburzona - Dopiero co urodził się Austin, po prostu stres. Stres.
Rozbawione spojrzały na siebie i ruszyłyśmy w stronę wynajętego budynku na ślub.
-Mamy wynajęty pokój, żeby Cię przygotować - mama zaprowadziła nas do dość dużego białego, sterylnego pokoju. Przed drzwiami na balkon stał manekin, a na nim suknia. Dokładnie taka jaką sobie wymarzyłam. Podeszłam do niej i musnęłam dłonią delikatny materiał. Była taka piękna. Mama mnie pociągnęła przed dużą toaletkę i pokazała, żebym usiadła na taborecie przed nią. Zajęła się moimi włosami upinając je w pięknego koka zostawiając jeden wolno opadający loczek. Wpięła w niego starą, rodzinną spinkę i welon.
-Wyglądasz pięknie - wzruszyła się Carmen.
-Tak, jak zombie - wystawiłam ręce do przodu i zaczęłam udawać.
-Ojoj, nie przejmuj się zaraz Ci odświeżę twarz - zaśmiała się. Zaczęła malować moje powieki i na koniec doprawiła wszystko soczystą różową szminką. Pomogły mi założyć suknię i dały do ręki jasno różowe kwiaty pasujące do ust. Założyłam białe, skromne szpilki i spojrzałam w lustro.
-Jeszcze chwila - szepnęłam. Tak bardzo chciałam zobaczyć Justina, już się tak niecierpliwiłam.
Nagle do pokoju wszedł tata. Gdy mnie zobaczył w jego oczach pojawiły się małe łezki. Ukrył to jednym spuszczeniem głowy po czym znowu na mnie spojrzał.
-Trzeba iść - podszedł do mnie. Złapałam go pod ramię i wyszliśmy w stronę sali ślubnej. Stanęliśmy przed wielkimi szklanymi drzwiami przystrojonymi małymi kwiatkami we wszelkich możliwych kolorach. Justin wiedział jak kocham kwiaty, więc poprosił o tak przystrojoną salę. Właśnie, Justin ! Wyjrzałam przed szkło i zobaczyłam go obok księdza. Patrzył w tę stronę, ale był tak zestresowany, że mnie nawet nie zauważył. Wyglądał tak cholernie doskonale, seksownie, perfekcyjnie. Był taki przystojny. Perfekcja, czysta perfekcja.
-Już czas - usłyszałam przestraszony głos ojca. Na te słowa ścisnęłam mocniej bukiet w mojej dłoni, a mama zarzuciła mi na twarz welon. Zaczęła grać muzyka, a drzwi otworzyły się. Justin spojrzał na mnie, a jego twarz zamarła. Tata prowadził mnie do niego mocno ściskając moją rękę. Puścił mnie dopiero gdy Justin dotknął welonu i go podwinął do góry. Gdy zobaczył moją twarz jego twarz rozpromieniła się.
-Jesteś taka piękna - szepnął do mnie. Ksiądz odchrząknął i zaczął mówić. Wsłuchiwałam się dokładnie w każde jego słowo. To jak mówił o miłości, naszej miłości... To było wspaniałe. W końcu przeszedł do przysięgi. Powtórzyłam wszystko dokładnie, a gdy doszłam do końca moje serce zamarło.
-I że Cię nie opuszczę aż do śmierci, tak mi dopomóż Bóg - wykrztusiłam ledwo z siebie.
-Tak - ospowiedział Justin.
-Tak...

___________________________________________________________________________________
Przepraszam, ze tak długo, ale nie miałam neta przez miesiąc !

Następny jutro
@fuckingch4nel

1 komentarz: