Nadszedł dzień ślubu.
Tak strasznie się stresowałam. Tak bardzo się bałam, że coś źle pójdzie...
Obudziłam się rano, sama. Na poduszce Justina była biała róża, moja ulubiona, a obok karteczka. Chwyciłam delikatnie w dłoń kawałek papieru i rozłożyłam.
"Dzisiaj zostaniesz moją One Less Lonely Girl na zawsze... kocham Cię królewno
Justin <3"
Moją twarz rozpromienił uśmiech. Mój żołądek ogarnął znajomy ścisk. Stres. Bałam się, że coś mnie powstrzyma, że nie będę w stanie nic powiedzieć. Nie mogłam mu tego zrobić. Podniosłam się na łóżku i położyłam gołe stopy na drewnianej podłodze. Pobiegłam do łazienki i rozebrałam się z koszuli nocnej. Odkręciłam wodę i zamknęłam oczy. Co jeśli na prawdę spanikuję ? Nie mogę, nie Ashley Natalie Crow ! Weź się w garść !
Odebrałam telefon. Dzwoniła mama. Nie chciałam z nią teraz rozmawiać, ale wiedziałam, że muszę.
-Dzień dobry kochana - usłyszałam jej szczęśliwy głos.
-Dzień dobry mamo - sztucznie się uśmiechnęłam i starałam się, aby mój głos nie brzmiał bardzo strachliwie.
-Podjedziemy z Carmen po Ciebie za 15 minut - zagruchała wesoło.
-Dobrze, czekam - rozłączyłam się. W ręku trzymałam pudełko z ozdobami, podwiązkę i welon zwinięty w mały kłębek. Wpatrywałam się w przedmioty jak w talizmany lub jakieś magiczne narzędzia. Czy byłam na pewno gotowa ? Czy to była dobra decyzja ? Kochałam Justina nad życie, naszego małego synka też, ale nadal nie wiedziałam czy robię dobrze. Ubrałam szorty i podkoszulek Justina rozkoszując się jego zapachem. Zaraz usłyszałam klakson od auta Carmen, więc wzięłam szybko torbę i wyszłam z domu.
-Jak się czujesz ? - zapytała rozbawiona Carmen gdy wsiadłam do auta.
-Niedobrze mi - wykrzywiłam się.
-Uuu, pani Crow kolejny wnuk ? - zaśmiała się patrząc na moją mamę.
-Ooo nie nie nie - wykrzyknęłam oburzona - Dopiero co urodził się Austin, po prostu stres. Stres.
Rozbawione spojrzały na siebie i ruszyłyśmy w stronę wynajętego budynku na ślub.
-Mamy wynajęty pokój, żeby Cię przygotować - mama zaprowadziła nas do dość dużego białego, sterylnego pokoju. Przed drzwiami na balkon stał manekin, a na nim suknia. Dokładnie taka jaką sobie wymarzyłam. Podeszłam do niej i musnęłam dłonią delikatny materiał. Była taka piękna. Mama mnie pociągnęła przed dużą toaletkę i pokazała, żebym usiadła na taborecie przed nią. Zajęła się moimi włosami upinając je w pięknego koka zostawiając jeden wolno opadający loczek. Wpięła w niego starą, rodzinną spinkę i welon.
-Wyglądasz pięknie - wzruszyła się Carmen.
-Tak, jak zombie - wystawiłam ręce do przodu i zaczęłam udawać.
-Ojoj, nie przejmuj się zaraz Ci odświeżę twarz - zaśmiała się. Zaczęła malować moje powieki i na koniec doprawiła wszystko soczystą różową szminką. Pomogły mi założyć suknię i dały do ręki jasno różowe kwiaty pasujące do ust. Założyłam białe, skromne szpilki i spojrzałam w lustro.
-Jeszcze chwila - szepnęłam. Tak bardzo chciałam zobaczyć Justina, już się tak niecierpliwiłam.
Nagle do pokoju wszedł tata. Gdy mnie zobaczył w jego oczach pojawiły się małe łezki. Ukrył to jednym spuszczeniem głowy po czym znowu na mnie spojrzał.
-Trzeba iść - podszedł do mnie. Złapałam go pod ramię i wyszliśmy w stronę sali ślubnej. Stanęliśmy przed wielkimi szklanymi drzwiami przystrojonymi małymi kwiatkami we wszelkich możliwych kolorach. Justin wiedział jak kocham kwiaty, więc poprosił o tak przystrojoną salę. Właśnie, Justin ! Wyjrzałam przed szkło i zobaczyłam go obok księdza. Patrzył w tę stronę, ale był tak zestresowany, że mnie nawet nie zauważył. Wyglądał tak cholernie doskonale, seksownie, perfekcyjnie. Był taki przystojny. Perfekcja, czysta perfekcja.
-Już czas - usłyszałam przestraszony głos ojca. Na te słowa ścisnęłam mocniej bukiet w mojej dłoni, a mama zarzuciła mi na twarz welon. Zaczęła grać muzyka, a drzwi otworzyły się. Justin spojrzał na mnie, a jego twarz zamarła. Tata prowadził mnie do niego mocno ściskając moją rękę. Puścił mnie dopiero gdy Justin dotknął welonu i go podwinął do góry. Gdy zobaczył moją twarz jego twarz rozpromieniła się.
-Jesteś taka piękna - szepnął do mnie. Ksiądz odchrząknął i zaczął mówić. Wsłuchiwałam się dokładnie w każde jego słowo. To jak mówił o miłości, naszej miłości... To było wspaniałe. W końcu przeszedł do przysięgi. Powtórzyłam wszystko dokładnie, a gdy doszłam do końca moje serce zamarło.
-I że Cię nie opuszczę aż do śmierci, tak mi dopomóż Bóg - wykrztusiłam ledwo z siebie.
-Tak - ospowiedział Justin.
-Tak...
___________________________________________________________________________________
Przepraszam, ze tak długo, ale nie miałam neta przez miesiąc !
Następny jutro
Informujesz o nn? Na tt
OdpowiedzUsuń@maja378