wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział Dwudziesty Drugi

Według Ashley:
   Ostatnie kilka miesięcy mijało spokojnie. Justin dbał o mnie jak najbardziej mógł, rodzice nas wspierali... Nawet moi. Ucieszyli się gdy usłyszeli, że zostaną dziadkami.
   Było dobrze, zadziwiająco dobrze. Powinnam się cieszyć i się cieszę, ale to też mnie dziwi. Niby jest okej, oni się cieszą, ale przecież jeszcze kilka miesięcy temu byli wściekli, nie chcieli ze mną rozmawiać... Justin mówi, że powinnam się cieszyć, ale czy on nie widzi, że coś jest nie tak ?

   Był pochmurny dzień, siedziałam sama w domu owinięta kocem, przed komputerem, a Justin był w studiu. Właśnie przeglądałam suknie na ślub gdy zadzwonił telefon.
-Halo ? - odebrałam.
-Hej skarbie - usłyszałam pogodny głos Justina - Jestem już w drodze, zaraz będę.
-Mhm - poczułam skurcz, bardzo silny skurcz i ciepło na nogach.
-Kochanie ?
-Justin - jęknęłam - Chyba się zaczyna...
-Teraz ?! O matko - krzyknął i słyszałam jak przyśpiesza.
-Justin, spokojnie, jedź ostrożnie ja sobie poradzę - jęknęłam znowu.
-Nie - wrzasnął - Będę za dwie minuty, ubieraj się i bierz rzeczy dla dziecka, zaraz będę - odłożył słuchawkę. Wstałam z łóżka i powoli zebrałam rzeczy potrzebne do szpitala. Zaczynało się...


   Około pięć minut późnej Justin był już w domu. Wleciał do niego jak popażony i złapał mnie za rękę.
-Wszystko będzie dobrze. Oddychaj - pogładził mój policzek i pomógł mi wstać. Wziął do ręki torbę do szpitala i wyszliśmy z domu. Usiadłam na przednim siedzeniu, a Justin obok.


   Weszliśmy na izbę przyjęć, na której natychmiast podleciała do mnie jeda z pelęgniarek.
-To moja narzeczona - wydyszał Justin - Ona rodzi, proszę pomóżcie jej.
-Który to miesiąc ? - zapytała pospiesznie.
-Ósmy - jęknęłam - To jeszcze za wcześnie !
-Proszę się nie bać - uspokoiła mnie - Wszystko będzie dobrze, pani oddycha.
-Ash, trzymaj się - ścisnął moją rękę i razem z pielęgniarką pomogli mi wstać. Usiadłam na wózku inwalidzkim i natychmiastowo zostałam przewieziona na salę porodową. Bałam się jak nigdy wcześniej. Czułam potworny ból i ciepło uderzające we mnie ze wszystkich stron. Usiadłam na łóżku porodowym, kładąc nogi na podparcia. Pielęgniarki latały w okół mnie jak oszalałe. Jedna ocierała mi twarz, druga przygotowywała do porodu... Nagle do sali wszedł lekarz.
-Zaczynamy pani... - zerknął w kartę - Corw.
-Mam zostać ? - spojrzał na mnie Justin.
-Mówiłeś, że nie lubisz patrzeć na takie rzeczy - jęknęłam. Pocałował mój polik, powiedział "wszystko będzie dobrze" i wyszedł z sali.
-Proszę przeć - usłyszałam głos lekarza. Wykonałam polecenie, a moje ciało przeszył potworny ból. Około piętnaście minut potem usłyszałam płacz i straciłam przytomność...


   Obudziłam się w sali. Byłam sucha, świeża, ubrana w szpitalną piżamę i nie czułam już bólu. Rozejrzałam się po małym pokoiku, na półce obok mnie był mały przycisk z napisem "pielęgniarki". Nacisnęłam czerwoną kropkę i po chwili do sali weszła młoda, mniej więcej w moim wieku, pielęgniarka.
-Ashley - uśmiechnęła się.
-Co się stało ? - próbowałam sobie wszystko po kolei przypomnieć.
-Miałaś poród, nagle straciłaś przytomność. Napędziłaś nam niezłego stracha, ale już po wsystkim, jest okej - uspokoiła mnie - Zaraz wracam - wyszła z sali, a po minucie wróciła z małym szpitalny wózkiem.
-O mój Boże - ledwo z siebie wydyszałam zaglądając do środka.
-To chłopiec - uśmiechnęła się wyjmując go z łóżeczka i podając mi. Poczułam jak w moich oczach pojawiają się łzy. Złapałam go pod główką i pocałowałam w czoło.
-Musisz go nazwać - spojrzała na mnie.
-Będzie Austin - uśmiechnęłam się - Tak zadecydowaliśmy z... Właśnie, gdzie jest Justin ?
-Czeka na korytarzu, powiedział, że nie wejdzie i nie zobaczy dziecka dopóki na to nie pozwolisz i się nie obudzisz - wzruszyła ramionami. Jedną ręką odchyliłam kołdrę z nóg i wstałam z łóżka. Wyszłam z sali na boso nie odrywając wzroku od maleństwa. W głębi korytarza zobaczyłam Justina siedzącego na krześle z twarzą w dłoniach. Podeszłam do niego powoli, uważając na Austina.
-Dzień dobry tato - powiedziałam łagodnym głosem. Spojrzał na mnie i zerwał się z krzesła.
-Jezu, Ashley - przytulił mnie - Myślałem, że się nie obudzisz.
-Uważaj - oderwałam się od niego - Ze mną wszystko okej, ale...
-O Boże - zatkało go, dopiero teraz zauważył dziecko.
-To Austin - podałam mu go.
-O Jezu - wpatrywał się w niego jak w obrazek - Witaj Austin... Kocham Cię wiesz ? Ciebie i Twoją mamę - spojrzał na mnie, nachyliłam się nad maluchem uśmiechając się do niego.
-Też Was kocham, bardzo...


Według Justina:
   Nawet nie jestem w stanie opisać mojego szczęścia. Nigdy nie czułem się tak szczęśliwy. Mam ze sobą moją kobietę, którą kocham jak nikogo innego i mojego synka. Mam syna. Austin... Jest cudowny. Jestem najszczęśliwszy na świecie.  
   Tydzień później obudził mnie dzwonek telefonu. Wstałem z łóżka biorąc go do ręki.
-Halooo ? - ziewnąłem.
-Dzień dobry skarbie - usłyszałem wypoczęty głos Ashley - Słyszę, że obudziłam. No cóż mój drogi, koniec spania, za dwie godziny wypisują nas ze szpitala.
-Cooo ? Już ? - zdziwiłem się. Mieli ich wypisać za tydzień, bo Austin miał problemy zdrowotne, bo urodził się za wcześnie.
-Tak, Austinowi się poprawiło i możemy już wrócić do domu. To co, podjedziesz po nas czy mam dzwonić po Kenny'ego ? Jak tak, to nie ma problemu, wiesz...
-Nie, nie, nie. Po moje skarby przyjadę sam - przerwałem jej i wyjąłem z szafy ubrania - Za dwie godziny... Okej, będę. Do zobaczenia.
   Po dokładnym prysznicu i ubraniu się w czyste rzeczy zjadłem szybko śniadanie i wysprzątałem w całym domu. Wyrzuciłem wszystkie śmieci po spotkaniu ze znajomymi pod czas gdy na zegarze wybiła 10:30. Miałem jeszcze pół godziny. Wziąłem kluczyki od samochodu i ruszyłem w stronę szpitala.
-Dzień dobry - uśmiechnąłem się do pielęgniarki stojącej na recepcji - Ja do Ashley Crow, mieli ją i Austina Bieber'a dzisiaj wypisać.
-Tak, pani Crow czeka z synem w swojej sali - kiwnęła głową - Sala 109, drugie piętro, ale to pan pewnie już wie.
-Tak, dziękuję - uśmiechnąłem się ponownie i udałem się w stronę sali. Doszedłem do końca korytarza na drugim piętrze i otworzyłem drzwi sali.
-Dzień dobry - pocałowałem Ashley w usta i Austina w czoło - Gotowi ?
-Jasne - uśmiechnęła się uroczo i wstała biorąc małego na ręce.
-Urósł - zdziwiłem się.
-Takie dzieci szybko rosną kochanie - zaśmiała się. Wyszliśmy z sali i udaliśmy się do windy. Pocałowałem ją namiętnie przypierając do ściany. Niczego innego bardziej nie pragnąłem w tym momencie jak jej.
-Wiesz jak mi tego brakowało ? - zacząłem całować jej szyję.
-Mi też Justin, ale mamy cały dzień - odsunęła się ode mnie - Teraz jedziemy do domu, z dzieckiem - podkreśliła dwa ostatnie słowa. Z trudem się od niej oderwałem i wyszedłem z windy. Przed szpitalem czekały na nas tłumy ludzi i paparazzich. Dziennikarze podbiegali do nas, a gapie robili zdjęcia, próbując uchwycić chociaż na jednym Austina, ale razem z Ashley zasłanialiśmy go najbardziej jak mogliśmy. Ash wstawiła go w foteliku do samochodu i sama usiadła z przodu, a ja na miejscu kierowcy. Z trudem odjechaliśmy.


   Wieczorem Austin zasnął, więc odstawiliśmy go do łóżeczka, a ja postanowiłem zająć się Ashley. Podszedłem do niej całując jej szyję odpinając przy tym guzik od jej spodni. Zsunąłem je lekko w dół i zdjąłem z siebie koszulkę. Złapałem łapczywie jej usta jednocześnie zsuwając z niej bluzkę, a następnie odpinając stanik. Spojrzałem na jej piękne ciało, w ogóle nie zmienione, czułem jak mnie podnieca, jak bardzo jej pragnę.
-Justin - jęknęła cicho.
-Ashley, tak bardzo Cię pragnę - zjechałem pocałunkami niżej, rzucając ją na łóżko.
-To zrób to co chcesz - jęknęła - Jestem Twoja - zamknęła oczy. Uśmiechnąłem się na jej propozycję i zdjąłem z siebie spodnie, a z niej majtki. Rozchyliłem jej nogi podziwiając jej piękno.
-Jesteś pewna ? Dawno tego nie robiliśmy.
-Justin, proszę Cię - przejechała dłońmi po moich włosach co dało mi znak, że jest pewna. Zacząłem delikatnie masować jej wejście na co ona cicho jęknęła. Zataczałem palcem kółka na jej łechtaczce słuchając jej jęków. W końcu wszedłem w nią jednym palcem.
-Justin - jęknęła nieco głośniej na co ja przyspieszyłem, dokładając drugi palec.
-Wiem kochanie - musnąłem wargami jej brzuch i dołożyłem trzeci palec.
-Justin - jęknęła głośno prawie dochodząc. Wyszedłem z niej liżąc delikatnie jej wejście, przyciskając czasem mocniej. W końcu zacząłem mocno i szybko zataczać kółka językiem na jej łechtaczce czując, że dochodzi.
-Skarbie - krzyknęła głośno po czym doszła. Wylizałem jej wszystkie soki i poniosłem się kładąc głowę na jej ramieniu.
-To jeszcze nie koniec - uśmiechnąłem się zalotnie.
-Ja myślę - pocałowała mnie, a ja usadowiłem się pomiędzy jej nogami.
-Pokochasz to bardziej niż wcześniej - uśmiechnąłem się wchodząc w nią szybko, łapiąc ją za biodra. Jęknęła głośno, a ja zacząłem szybko poruszać biodrami. Wszedłem w nią cały rozkoszując się tym uczuciem. Poruszałem się w niej szybko, a ona mi pomagała ruszając biodrami. W końcu oboje poruszaliśmy się jak najszybciej mogliśmy. Poczułem, że dochodzę, a Ashley razem ze mną. Wyszedłem z niej i padłem obok próbując ustabilizować oddech.
-O matko, to było niesamowite - odetchnęła - NIgdy nie byłeś chyba aż tak napalony.
-NIgdy - zaśmiałem się. Czułem jak nadal jej pragnę, to jak była seksowna nie miało granic. Chciałem się z nią pieprzyć całą noc, tak długo jak było to możliwe.
Czułem się genialnie. To była najlepsza noc mojego życia...


______________________________________________________________________________
No więc ten tego. Sorki, że tak długo, ale byłam na obozie, a teraz jestem na Mazurach i wracam za dwa tygodnie :(
Rozdział wzruszający i taki ten tego... Było Jashley porno, ale cóż.
W tej drugiej "pikantniej" części pomagała mi moja koleżanka i brałyśmy też niektóre rzeczy z rozmów z twittera, więc nie piszcie mi potem, że jestem zboczona i doświadczona, bo to raczej niemożliwe... Hah ;)
Mam nadzieję, że się podobało. Następny rozdział za ok 2 tygodnie chyba, że uda mi się złapać na tym zadupiu internet.

xoxo
@fuckingch4nel

1 komentarz: