Według Ashley:
Znowu zamieszkałam z Justinem. Wrócilismy do siebie po przeżyciach z ostatnich dni. Nie wiem jak będzie dalej. Nie wiem czy potrafię pogodzic się z utratą dziecka o którym nawet nie wiedziałam. Nie wiem.... Nic już nie wiem. Gdyby nie Justin pewnie bym się zabiła. To, że go mam to chyba przeznaczenie. Przecież, ja bez niego bylabym nikim. Zupełnie bym sobie bez niego nie poradziła. Umarłabym, albo dalej żyła nudnie. Cieszę się, że go mam. Na prawdę. Kocham go tak mocno, kocham go jak nikogo innego. Nie wyobrażam sobie zycia bez niego. Gdy próbuje sobie wyobrazić siebie bez niego widzę... Pustkę. Zupełną pustkę, nicość. Coś czego nie ma i nie będzie. Nie chcę, żeby to tak wyglądało. Muszę dotrzymać tego co między nami jest. Muszę utrzymać nasz związek. Nie mogę dopuścic do upadku. Nie teraz, kiedy go potrzebuję.
Obudziłam się rano przytulona do Justina. Nie chciało mi się kompletnie wstawać. Było mi tak dobrze. Leżałam wtulona w mężczyznę, którego kocham, było mi ciepło, miło, dobrze. Wtuliłam się w niego bardziej czując jak przejezdża ręką po moich włosach.
-Dzień dobry skarbie - szeptnął mi w ucho. Był taki wesoły. Słyszałam to w jego głosie.
-Dzień dobry - pocałowałam jego dłoń. Przytulił mnie mocno i głęboko westchnął.
-Cieszę się, że jesteś ze mną znowu - pocałował czubek mojej głowy.
-Ja też się cieszę - zaczęłam paznokciem rysować na jego brzuchu serca. Wtuliłam się znwou w niego, czując miłość, z którą mnie dotykał, całował, z którą do mnie mówił. Czułam to.
-Kocham Cię - splótł nasze nogi pod kołdrą.
-Ja Ciebie też - rozkoszowałam się ciepłem, które od niego biło. Zamknęłam oczy.
Usiadłam na leżaku w ogrodzie. Patrzyłam przed siebie dalej myśląc o nas. O nocach, o dniach, o kłótniach, o tym, że gdy oboje siebie potrzebowaliśmy to byliśmy przy sobie.
-O czym myślisz ? - Justin objął mnie od tyłu rękoma siadając na leżaku.
-O nas - westchnęłam. Justin zacisnął ręce mocniej.
-Czemu ? Myślałem, że jest już wszystko... okej - mruknął zdziwiony. Słyszałam w jego głosie nutkę strachu.
-Bo jest właśnie. Teraz jest już idealnie. Może nie tak jakby było za dziewięć miesięcy, ale... Jest dobrze. Budzę się rano obok mężczyzny którego kocham, czuję jego zapach, dotyk pełen miłości. Jest doskonale Justin, lepiej niż sobie wyobrażałam - westchnęłam na końcu.
-Chyba nie wiem co powiedzieć.
-Nie musisz nic mówić - uśmiechnęłam się sama do siebie. Justin usiadł obok mnie i mocno przytulił.
-Kocham Cię - szepnął - Strasznie mi przykro, ale będzie dobrze. Mówię Ci jeszcze kiedyś będziemy mieli szczęśliwą rodzinę. Będziemy razem usypiać nasze dzieci, śpiewać im do snu, a potem będziemy szli na dół i przytuleni do siebie będziemy oglądali jakiś film. Będę Was zabierał na wycieczki, wszędzie. Obiecuję - pocałował moje czoło. Po moim policzku spłynęła słona łza. Czym sobie na niego zasłużyłam ? No czym..
Według Justina:
Widzę, że Ashley cierpi. Niby próbuje to ukryć, ale ja to widzę. Widzę ten ból na jej twarzy, w jej zachowaniu. To w jaki sposób na mnie patrzy, w jaki sposób mówi. Wyszła bez słowa z domu i usiadła w ogrodzie patrząc się przed siebie. Nigdy taka nie była. Nigdy, po prostu nigdy. Nie mogę tego znieść. Muszę jakoś sprawić, żeby była szczęśliwa. Tylko najgorsze jest to, że nie wiem jak.
-Wszystko okej ? - spojrzałem na nią gdy wróciłem ze sklepu. Siedziała pod kocem przed telewizorem.
-Tak - uśmiechnęła się gdy mnie zobaczyła.
-Dzisiaj wieczorem idziemy na grilla do Lila - wyjąłem po kolei wszystko co kupiłem.
-Musimy ? - jęknęła wyraźnie niezadowolona.
-Tak, musisz kiedyś stąd wyjść - powiedziałem stanowczo i włożyłem do koszyka kilka rzeczy na wyjście.
-Ugh, no okej, okej - podniosła ręce na znak przegranej.
-Cieszę się - uśmiechnąłem się. Dziewczyna wstała i poszła do łazienki, żeby się ubrać. Usłyszałem jak odkręca wodę pod prysznicem. Włożyłem kilka rzeczy do lodówki, a potem wyjąłem z szafy koc i schowałem go do koszyka. Nagle z góry usłyszałem płacz. Chciałem poczekać aż skończy, ale nie mogłem wytrzymać i wbiegłem na górę. Otworzyłem drzwi od łazienki, zobaczyłem Ashley w ręczniku siedzącą na podłodze z głową w kolanach. Kucnąłem do niej i złapałem jej twarz w dłonie i zobaczyłem opuchnięte od płaczu oczy. Przytuliłem ją mocno wycierając jej łzy z twarzy.
-Ej mi też jest ciężko, ale musisz się trzymać - smutek wylewał się na moją twarz - Jak chcesz możemy nie iść.
-Nie... Muszę być silna - wytarła łzy - Idziemy - postarała się uśmiechnąć.
-Jesteś pewna ? - spojrzałem poważnie.
-Tak - wymusiła uśmiech.
Wziąłem z blatu klucze, koszyk i otworzyłem drzwi. Ash podeszła do mnie i złapała za kosz.
-Nie, nie powinnaś dźwigać - zabrałem jej koszyk. Wyszliśmy z domu gasząc za sobą światła. Otworzyłem jej drzwi do samochodu i sam wsiadłem z drugiej strony.
Piętnaście minut później byliśmy już pod domem Lila.
-Hej stary - przywitał mnie z uśmiechem przyjaciel.
-Hej - przybiłem mu piątkę. Zza moich pleców wyszła Ash - A to jest Ashley.... Moja, emm, dziewczyna.
-Hej, jestem Lil, miło poznać kogoś o kim Justin tyle nawija - podał jej rękę, a dziewczyna się zaczerwieniła patrząc na mnie z sarkastycznym wyrzutem.
-Ashley, oh serio ? - zaśmiała się uroczo.
-Serio - wyprzedziłem Lila całując ją w policzek.
-Dobra nie będziemy tak stać, bo czekają na nas w ogrodzie - powiedział, a ja złapałem Ashley za rękę kierując się za Lilem.
Według Ashley:
Znajomi Justina to fantastyczni ludzie. Siedzieliśmy razem przy stole, jedliśmy, piliśmy, śmialiśmy się. Są wspaniali. Siedziałam wtulona w Justina słuchając wszystkich historii. Nagle Lil wstał ze swoją dziewczyną.
-Chcielibyśmy Wam coś ogłosić - złapał ją za biodra - Emilly jest w ciąży !
-Tak, chcieliśmy, żebyście wiedzieli. Jesteście najbliższymi przyjaciółmi - powiedziała Em, a ja poczułam, że coś mnie ukuło prosto w serce. Wszyscy gratulowali i się śmiali, a ja siedziałam jak zamurowana. Przez chwile Justin uśmiechał się szeroko, lecz spojrzał na mnie i od razu spoważniał. Pocałował mnie w czoło i powiedział:
-Ej, wszystko będzie dobrze, obiecuję - pogładził mój policzek. Wstałam i ruszyłam do łazienki jak poparzona. Za mną wyszła Em.
-Hej, hej Ashley. Co jest ? - stanęła przede mną.
-Nic - spuściłam głowę ukrywając smutek.
-Widzę, że coś jest - założyła ręce na piersiach.
-Bo ja... Ja niedawno poroniłam - po moim policzku spłynęła łza. Poczułam jak Emilly przyciąga mnie do siebie i przytula.
-Będzie dobrze. Mówię Ci niedługo sami nam to powiecie - próbowała mnie pocieszyć.
-Wiem, przepraszam. Nie powinnam tak reagować. Chodźmy, pewnie się martwią - wyszłam z domu.
Późnym wieczorem wstaliśmy z Justinem i pożegnaliśmy się ze wszystkimi wychodząc. Wsiadłam do samochodu zmęczona całym dniem.
-Ugh, no fajnych masz znajomych - uśmiechnęłam się.
-Cieszę się, że dobrze się bawiłaś - złapał moje kolano i lekko pogładził je kciukiem.
-Bardzo - pocałowałam go w policzek - Dziękuję.
-Nie ma za co kochanie, dla Ciebie wszystko - uśmiechnął się i odpalił samochód.
Teraz mi nie pierdolcie, że nie mam zajebistego chłopaka.
_________________________________________________________________________________
Smutny trochę i długo oczekiwany rozdział, wiem. Przepraszam Was bardzo, ale miałam zaliczanie Chemii i dzięki Waszemu wsparciu na Twitterze zdałam :) Dziękuję bardzo. Postaram się teraz częściej dodawać rozdziały, a że jest wolne to będę miała czas :) Dodam rozdział w środę, bo moje urodziny :)
Mam do Was sprawę. Otóż na tt już jedna osoba prowadzi Justina, ale rzadko wchodzi niestety i czy któreś z Was chciałoby zrobić drugi profil ? Napiszcie tu lub na tt :)
@fuckingch4nel
-Bo jest właśnie. Teraz jest już idealnie. Może nie tak jakby było za dziewięć miesięcy, ale... Jest dobrze. Budzę się rano obok mężczyzny którego kocham, czuję jego zapach, dotyk pełen miłości. Jest doskonale Justin, lepiej niż sobie wyobrażałam - westchnęłam na końcu.
-Chyba nie wiem co powiedzieć.
-Nie musisz nic mówić - uśmiechnęłam się sama do siebie. Justin usiadł obok mnie i mocno przytulił.
-Kocham Cię - szepnął - Strasznie mi przykro, ale będzie dobrze. Mówię Ci jeszcze kiedyś będziemy mieli szczęśliwą rodzinę. Będziemy razem usypiać nasze dzieci, śpiewać im do snu, a potem będziemy szli na dół i przytuleni do siebie będziemy oglądali jakiś film. Będę Was zabierał na wycieczki, wszędzie. Obiecuję - pocałował moje czoło. Po moim policzku spłynęła słona łza. Czym sobie na niego zasłużyłam ? No czym..
Według Justina:
Widzę, że Ashley cierpi. Niby próbuje to ukryć, ale ja to widzę. Widzę ten ból na jej twarzy, w jej zachowaniu. To w jaki sposób na mnie patrzy, w jaki sposób mówi. Wyszła bez słowa z domu i usiadła w ogrodzie patrząc się przed siebie. Nigdy taka nie była. Nigdy, po prostu nigdy. Nie mogę tego znieść. Muszę jakoś sprawić, żeby była szczęśliwa. Tylko najgorsze jest to, że nie wiem jak.
-Wszystko okej ? - spojrzałem na nią gdy wróciłem ze sklepu. Siedziała pod kocem przed telewizorem.
-Tak - uśmiechnęła się gdy mnie zobaczyła.
-Dzisiaj wieczorem idziemy na grilla do Lila - wyjąłem po kolei wszystko co kupiłem.
-Musimy ? - jęknęła wyraźnie niezadowolona.
-Tak, musisz kiedyś stąd wyjść - powiedziałem stanowczo i włożyłem do koszyka kilka rzeczy na wyjście.
-Ugh, no okej, okej - podniosła ręce na znak przegranej.
-Cieszę się - uśmiechnąłem się. Dziewczyna wstała i poszła do łazienki, żeby się ubrać. Usłyszałem jak odkręca wodę pod prysznicem. Włożyłem kilka rzeczy do lodówki, a potem wyjąłem z szafy koc i schowałem go do koszyka. Nagle z góry usłyszałem płacz. Chciałem poczekać aż skończy, ale nie mogłem wytrzymać i wbiegłem na górę. Otworzyłem drzwi od łazienki, zobaczyłem Ashley w ręczniku siedzącą na podłodze z głową w kolanach. Kucnąłem do niej i złapałem jej twarz w dłonie i zobaczyłem opuchnięte od płaczu oczy. Przytuliłem ją mocno wycierając jej łzy z twarzy.
-Ej mi też jest ciężko, ale musisz się trzymać - smutek wylewał się na moją twarz - Jak chcesz możemy nie iść.
-Nie... Muszę być silna - wytarła łzy - Idziemy - postarała się uśmiechnąć.
-Jesteś pewna ? - spojrzałem poważnie.
-Tak - wymusiła uśmiech.
Wziąłem z blatu klucze, koszyk i otworzyłem drzwi. Ash podeszła do mnie i złapała za kosz.
-Nie, nie powinnaś dźwigać - zabrałem jej koszyk. Wyszliśmy z domu gasząc za sobą światła. Otworzyłem jej drzwi do samochodu i sam wsiadłem z drugiej strony.
Piętnaście minut później byliśmy już pod domem Lila.
-Hej stary - przywitał mnie z uśmiechem przyjaciel.
-Hej - przybiłem mu piątkę. Zza moich pleców wyszła Ash - A to jest Ashley.... Moja, emm, dziewczyna.
-Hej, jestem Lil, miło poznać kogoś o kim Justin tyle nawija - podał jej rękę, a dziewczyna się zaczerwieniła patrząc na mnie z sarkastycznym wyrzutem.
-Ashley, oh serio ? - zaśmiała się uroczo.
-Serio - wyprzedziłem Lila całując ją w policzek.
-Dobra nie będziemy tak stać, bo czekają na nas w ogrodzie - powiedział, a ja złapałem Ashley za rękę kierując się za Lilem.
Według Ashley:
Znajomi Justina to fantastyczni ludzie. Siedzieliśmy razem przy stole, jedliśmy, piliśmy, śmialiśmy się. Są wspaniali. Siedziałam wtulona w Justina słuchając wszystkich historii. Nagle Lil wstał ze swoją dziewczyną.
-Chcielibyśmy Wam coś ogłosić - złapał ją za biodra - Emilly jest w ciąży !
-Tak, chcieliśmy, żebyście wiedzieli. Jesteście najbliższymi przyjaciółmi - powiedziała Em, a ja poczułam, że coś mnie ukuło prosto w serce. Wszyscy gratulowali i się śmiali, a ja siedziałam jak zamurowana. Przez chwile Justin uśmiechał się szeroko, lecz spojrzał na mnie i od razu spoważniał. Pocałował mnie w czoło i powiedział:
-Ej, wszystko będzie dobrze, obiecuję - pogładził mój policzek. Wstałam i ruszyłam do łazienki jak poparzona. Za mną wyszła Em.
-Hej, hej Ashley. Co jest ? - stanęła przede mną.
-Nic - spuściłam głowę ukrywając smutek.
-Widzę, że coś jest - założyła ręce na piersiach.
-Bo ja... Ja niedawno poroniłam - po moim policzku spłynęła łza. Poczułam jak Emilly przyciąga mnie do siebie i przytula.
-Będzie dobrze. Mówię Ci niedługo sami nam to powiecie - próbowała mnie pocieszyć.
-Wiem, przepraszam. Nie powinnam tak reagować. Chodźmy, pewnie się martwią - wyszłam z domu.
Późnym wieczorem wstaliśmy z Justinem i pożegnaliśmy się ze wszystkimi wychodząc. Wsiadłam do samochodu zmęczona całym dniem.
-Ugh, no fajnych masz znajomych - uśmiechnęłam się.
-Cieszę się, że dobrze się bawiłaś - złapał moje kolano i lekko pogładził je kciukiem.
-Bardzo - pocałowałam go w policzek - Dziękuję.
-Nie ma za co kochanie, dla Ciebie wszystko - uśmiechnął się i odpalił samochód.
Teraz mi nie pierdolcie, że nie mam zajebistego chłopaka.
_________________________________________________________________________________
Smutny trochę i długo oczekiwany rozdział, wiem. Przepraszam Was bardzo, ale miałam zaliczanie Chemii i dzięki Waszemu wsparciu na Twitterze zdałam :) Dziękuję bardzo. Postaram się teraz częściej dodawać rozdziały, a że jest wolne to będę miała czas :) Dodam rozdział w środę, bo moje urodziny :)
Mam do Was sprawę. Otóż na tt już jedna osoba prowadzi Justina, ale rzadko wchodzi niestety i czy któreś z Was chciałoby zrobić drugi profil ? Napiszcie tu lub na tt :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz