Rozdział Dwudziesty
Według Ashley:
Nie wiem co powiedzieć. Zamurowało mnie. Justin wyjechał. Tak bez słowa. Nie mogę w to uwierzyć.
Chciałam przytulić się do niego z samego rana, ale nie czując go obok siebie zaczęłam się wiercić szukając go na oślep i zauważyłam, że... go nie ma. Zerwałam się gwałtownie z łóżka rozglądając się po pokoju. Wbiegłam do łazienki, salonu, kuchni. NIGDZIE go nie było. Na blacie w kuchni leżała kartka z napisem "Przepraszam, zniszczyłem Ci życie - Justin". O co mu do cholery jasnej chodziło ? Zniszczył mi życie ? Czym niby ? Ciążą ? O to mu chodziło ?
Wykręciłam szybko jego numer i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po chwili odezwała się sekretarka.
-Justin, proszę Cię, odezwij się. Nie wiem o co chodzi. Proszę Cię - nagrałam się ze smutkiem w głosie. Nagle z telewizora buchnęło "Samochód Justina Biebera był widziany dzisiaj w nocy pod domem jego byłej dziewczyny Seleny Gomez". Telefon wypadł mi z ręki i roztrzaskał się z hukiem na podłodze. Czułam jak przepełniają mnie wszystkie uczucia, ale na końcu zawładnęła mną złość. Zaczęłam rozpaczliwie chodzić po domu. Podeszłam do ściany i uderzyłam w nią mocno ręką. Poczułam straszny ból. Tak jakby mi ktoś złamał serce, a potem rękę. Upadłam na podłogę z płaczem. Nie chciałam już żyć. W ogóle.
Siedziałam jak idiotka w pokoju patrząc przed siebie. Wyobrażałam sobie ją w objęciach Justina. Jego całującego jej szyję. Nagle ze wszystkich okrutnych myśli wyrwał mnie dźwięk telefonu domowego. "Oby to nie był Justin" błagałam w duchu chociaż dobrze wiedziałam, że za nim tęsknię. Wytarłam nos i podniosłam słuchawkę.
-H-halo ? - wymamrotałam nadal płacząc.
-Ashley ? - usłyszałam znajomy głos Pattie.
-Dzień dobry Pattie - szybko ogarnęłam głos, żeby nie usłyszała, że jestem w złym stanie.
-Nie udawaj kochanie - powiedziała se smutkiem w głosie - Widziałam wiadomości.
-T-tak ? - nie zdając sobie z tego sprawy znowu wybuchnęłam płaczem.
-Nawet nie wiesz jak jestem na niego wściekła - odezwała się ze złością w głosie - Co w niego wstąpiło ?
-Nie wiem Pattie - tysięczna łza spłynęła po moim policzku - A rozmawiałaś z nim ostatnio ?
-Nie... Nie miałam z nim żadnego kontaktu, a coś się stało ?
-Bo ja... Jestem w ciąży - wybuchnęłam znowu płaczem na myśl o tym wszystkim.
-To, ja... Nie wiem co powiedzieć w takiej sytuacji - zatkało ją - Poczekaj Ashley, bo Kenny do mnie dzwoni, zaraz wracam - zawiesiła rozmowę. Czekałam chwilę, bo miałam nadzieję, że chodzi o Justina. Nie myliłam się...
-Ashley - wychrypiała zapłakanym głosem - Justin miał wypadek - dodała po chwili. Oparłam się o ścianę i powoli się na niej osunęłam. Przyłożyłam ponownie słuchawkę do ucha.
-Przyjedź po mnie - powiedziałam krótko.
Pół godziny późnej pod mój dom zajechał Kenny. Powiedział mi tylko, że Pattie pojechała najszybciej jak się dało z dziećmi do szpitala, a jemu kazała po mnie przyjechać.
-Co się właściwie stało ? - zapytałam surowo.
-Nie wiem, podobno rozbił się samochodem - odezwał się smutno Kenny. Na te słowa serce mocniej mi zabiło. W głębi siebie nadal miałam nadzieję, że nic mu się nie stało.
Dojechaliśmy do szpitala. Nie zwracając na nikogo uwagi wybiegłam z samochodu jak najszybciej mogłam. Przecisnęłam się przez bandę reporterów, którzy widząc mnie zaczęli robić mi zdjęcia i za wszelką cenę chcieli coś ode mnie wyciągnąć. Ignorując ich wbiegłam do szpitala.
-Justin Bieber, leży tutaj Justin Bieber, przywieźli go z wypadku samochodowego - wydyszałam podbiegając do recepcji.
-Jest teraz operowany, ale jego rodzina już czeka przed salą, a pani... - spojrzała na mnie pytająco.
-Ashley Natalie Crow, jestem jego dziewczyną - przygryzłam niepewnie wargę myśląc "pewnie już nie długo".
-Dobrze, proszę za mną, zaprowadzę panią przed salę - ruszyła korytarzem, a ja za nią. W końcu doszłyśmy do końca korytarza gdzie siedziała Pattie z Jaxonem i Jazzy. Podeszła do mnie i bez słowa przytuliła jak matka. Była taka kochana. Tym gestem wyraziła wszystko co czuła, całe swoje współczucie, smutek i żal.
-Co z nim ? - wydusiłam z siebie.
-Nie wiem, pielęgniarka nie udzieliła nam żadnych informacji, a ja przyjechałam jak już był na sali - złapała moją rękę - Jak się czujesz ?
-Nie wiem - uniknęłam jej spojrzenia - Nie wiem, jestem wściekła za noc, ale z drugiej strony, gdzieś w głębi siebie liczę na to, że nic poważnego mu się nie stało.
Usiadłam na krześle obok rodzeństwa Justina, które zasnęło w oczekiwaniach na brata. Emocje targały mną na prawo i lewo. Złość mieszała się ze smutkiem i rozpaczą. Pod wpływem tych wszystkich uczuć zasnęłam oparta o ścianę.
Obudził mnie trzask drzwiami i zrywająca się z krzesła Pattie. Dopiero po chwili zorientowałam się co się dzieje. Wstałam jak poparzona z krzesła i spojrzałam na łóżko, które wywieźli lekarze z sali operacyjnej. Leżał na nim Justin. Nie poznałam go prawie, wyglądał okropnie. Całą twarz miał posiniaczoną lub w rozcięciach. Nogę miał w gipsie, a na ręce widniało wielkie rozcięcie zajmujące jej znaczną większość.
-Co z nim ? - zapytała Pattie lekarza.
-Jego stan jest już stabilny, niedługo powinien się wybudzać. Udało nam się uratować jego nogę, ręka została przecięta przez szybę, ale jest jak widać zszyta - uspokoił ją.
-Doktorze czy ja - podeszłam do niego w ostatniej chwili - Mogłabym zobaczyć jego rzeczy, a potem do niego przyjść ?
-Wszystkie ubrania i jakiekolwiek rzeczy, które miał przy sobie pan Bieber są w szafce przy jego łóżku, może pani do niego iść - wskazał salę.
Czytaj z muzyką:
http://www.youtube.com/watch?v=4oScRBsOV6I
Powoli otworzyłam drzwi. Niepewnym ruchem zrobiłam kilka kroków w stronę łóżka. Stanęłam dokładnie na wysokości jego rąk i złapałam jedną z nich. Nim się obejrzałam zaczęłam płakać. Dlatego, że wszystko się zawaliło. Napierała na mnie niepewność co do jego wierności i smutek z powodu wypadku. Wyjęłam z szafy jego bluzę, którą miał na sobie i przykryłam się nią. Poczułam jego zapach i wróciły do mnie myśli o jego nocy. Jak ja spędził i z kim. Usiadłam na krześle i dalej roztrzęsiona patrzyłam na jego dłonie, ramiona, szyję, twarz. Oparłam twarz o kolana i zaczęłam płakać.
-Ashley ? - usłyszałam nagle, ochrypiały, smutny, słaby głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że się obudził.
-Tak - spuściłam głowę nie wiedząc jak mam zareagować.
-Czemu tu jesteś ? - wpatrywał się w sufit - Myślałem, że mnie już nienawidzisz.
-Bo nie wiem co dokładnie zrobiłeś i... coś mnie ciągnęło, żeby tu przyjechać - przełknęłam głośno ślinę.
-Powinnaś mnie teraz nienawidzić, ale ja przepraszam - po jego twarzy spłynęła łza i zniknęła na prześcieradle. Małe kryształowe łezki spłynęły po mojej skórze, bo wiedziałam o co chodzi.
-Zrobiliście to ? - z trudem z siebie wykrztusiłam.
-Nie, znaczy... zatrzymaliśmy się na tym, że zdjęła mi koszulkę, ale zrozum. Nie mógłbym Ci tego zrobić. Natychmiast wyszedłem od niej i wróciłem do domu, ale nie mogłem znieść myśli, że bym Cię zdradził dlatego wyjechałem.
-Justin - nie wiedziałam jakie uczucie mną targało, chyba były wszystkie - Czemu ? Co ja takiego zrobiłam ?
-Nie wiem, nie mogłem spać i wyszedłem. Przejechałem obok domu Sel i zatrzymałem się tam, żeby pogadać, żeby przestała mówić o mnie bzdury i... Sama wiesz co dalej się stało - kolejna łza spłynęła na prześcieradło - Jesteś w stanie... Mi wybaczyć ?
-Nie wiem Justin, ale... Chyba tak, nie wiem - wstałam.
-Masz moją bluzę ? - spojrzał na mnie, w jego oczach zobaczyłam nadzieję.
-Tak - pogładziłam ręką jego policzek, zjechałam po szyi i ramionach - Wiesz czego tylko nie mogę znieść ? Tego, że Cię całowała, dotykała. Myślałam, że jesteś mój, na zawsze.
-Bo jestem Ash - próbował się podnieść - Nie wiem jakim cudem do tego doszło, nie chciałem tego - w końcu usiadł odkrywając swoją nagą klatkę piersiową, na której znajdowało się jeszcze więcej ran.
-Matko boska - podeszłam do niego bliżej i spojrzałam na rany - Justin coś ty zrobił.
-To nic Ashley - złapał moją rękę i złożył na niej lekki pocałunek - Wybacz mi, proszę - przysunął mnie do siebie i pocałował. Nie mogłam się oderwać, uległam mu jak tania dziwka, która robi to z facetem, którego za grosz nie zna. Nie chciałam, żeby tak się stało, musiałam być silna, ale nie potrafiłam. Złapałam jego twarz w dłonie i odwzajemniłam pocałunek.
-Justin, proszę Cię - szepnęłam mu w usta - Nie powinniśmy, ja nie powinnam, nie mogę...
-Czemu, Ashley - spojrzał mi w oczy.
-Bo myślę o tym co było w nocy - przygryzłam wargę - Nie mogę Justin.
-Ale Ash - z rozpaczą chwycił moją rękę - Ja Cię kocham, nad życie, nie mogę bez Ciebie żyć...
-Nie mogę Justin... - wybiegłam z sali.
Według Justina:
Spierdoliłem wszystko co było możliwe do spierdolenia. Nie umiem bez niej żyć, ale ona teraz nie chce mnie znać. Jak mogłem to zrobić, co mnie kurwa jebana jego mać podkusiło ? Nie wiem co mam zrobić, żeby do mnie wróciła. Nie powiedziała co prawda, że odchodzi, ale nadal czuję się jak dupek, którego zostawiła najdroższa mu osoba. Czuję się potwornie.
*miesiąc później*
Spakowałem wszystkie rzeczy do torby i wstałem z łóżka. Wziąłem kulę, która leżała obok i skierowałem się do wyjścia. Przed budynkiem stało pełno Belieberek z kartkami "welcome back Justin" itp. Nie umiałem się uśmiechnąć. Brakowało mi tam jednej dziewczyny, takiej szatynki z zielonymi oczami, w ciąży. Nie było jej tam. Otworzyłem drzwi samochodu, którym przyjechał po mnie Scooter. Pojechaliśmy od razu pod arenę, na której miałem dać koncert. Poszedłem do szatni i ubrałem się w biały garnitur jak zawsze.
-Justin - zza drzwi wychylił się Alfredo.
-Kurwa, stary przebieram się - syknąłem.
-Wiem, sorki, ale to nie może czekać - rozejrzał się i wszedł do garderoby.
-No co jest, szybko, zaraz muszę iść na scenę - jęknąłem.
-Słuchaj, Ashley tu jest... - zamurowało mnie.
Wleciałem na metalowych skrzydłach na scenę słuchając krzyków wszystkich fanek. Maszyna postawiła mnie na ziemi, na końcu wybiegu gdzie stał mikrofon specjalnie, żebym mógł się oprzeć ze względu na złamaną nogę. Zaczęły ze mną śpiewać "All Around The World", a ja zacząłem rozglądać się za Ashley nadal śpiewając. Udając, że próbuję tańczyć odwróciłem się z mikrofonem do tyłu patrząc czy Ashley nie stoi przy kulisach. Wtedy ją zobaczyłem. Stała trzymając się za brzuch, widać już było, że jest w ciąży. Nie dałem po sobie poznać, że ją widzę. Cieszyłem się, że tu jest.
Na całej arenie rozbrzmiał wstęp do "One Less Lonely Girl" dziewczyny zaczęły piszczeć. Każda z chciała zostać moją OLLG, ale ja musiałem coś zrobić.
-Chcę Was przeprosić, ale dzisiaj żadna z Was nie może zostać moją OLLG - dziewczyny spojrzały po sobie zdziwione - Jest tu jedna dziewczyna, którą bardzo zraniłem, ale kocham ją tak bardzo i nie chcę jej stracić - mówiłem idąc w stronę Ashley - Ashley, zostaniesz moją One Less Lonely Girl ?
Chłopcy złapali Ash za ręce i wciągnęli na scenę. Nie chciałem, żeby siedziała na tronie, wziąłem fioletowe krzesło i postawiłem obok siebie. Złapałem jej rękę i pomogłem usiąść na krześle. Zacząłem dla niej śpiewać przytulając ją do siebie. Po jej poliku spłynęła łza.
-Ash, wybacz mi proszę - złapałem ją za rękę gdy muzyka ucichła - Kocham Cię.
Patrzyła na mnie wciąż nie wiedząc co powiedzieć. Klęknąłem przed nią łapiąc jej dłoń.
-Ashley Natalie Crow - powiedziałem do mikrofonu patrząc jej w oczy - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie ?
-Ja - zakryła twarz ręką, a Belieberki zaczęły krzyczeć "powiedz tak, powiedz tak" - ja, t-tak...
_________________________________________________________________________________
No to tak, smutny i wesoły rozdział :)
Mam nadzieję, że się podobało :)
Słuchajcie, bo niewiele osób wie, ale mamy na Twitterze i asku Ashley i Justina
TWITTER:
Ashley - @AshCrowTY
Justin - @Biebeer_PL
ASK:
Ashley - @AshleyCrowTY
Justin - @Biebeer_PL
@fuckingch4nel