piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział Dwudziesty Trzeci

   Nadszedł dzień ślubu.
   Tak strasznie się stresowałam. Tak bardzo się bałam, że coś źle pójdzie...
 
   Obudziłam się rano, sama. Na poduszce Justina była biała róża, moja ulubiona, a obok karteczka. Chwyciłam delikatnie w dłoń kawałek papieru i rozłożyłam.
             
            "Dzisiaj zostaniesz moją One Less Lonely Girl na zawsze... kocham Cię królewno
                                                                         Justin <3"
Moją twarz rozpromienił uśmiech. Mój żołądek ogarnął znajomy ścisk. Stres. Bałam się, że coś mnie powstrzyma, że nie będę w stanie nic powiedzieć. Nie mogłam mu tego zrobić. Podniosłam się na łóżku i położyłam gołe stopy na drewnianej podłodze. Pobiegłam do łazienki i rozebrałam się z koszuli nocnej. Odkręciłam wodę i zamknęłam oczy. Co jeśli na prawdę spanikuję ? Nie mogę, nie Ashley Natalie Crow ! Weź się w garść !

   Odebrałam telefon. Dzwoniła mama. Nie chciałam z nią teraz rozmawiać, ale wiedziałam, że muszę.
-Dzień dobry kochana - usłyszałam jej szczęśliwy głos.
-Dzień dobry mamo - sztucznie się uśmiechnęłam i starałam się, aby mój głos nie brzmiał bardzo strachliwie.
-Podjedziemy z Carmen po Ciebie za 15 minut - zagruchała wesoło.
-Dobrze, czekam - rozłączyłam się. W ręku trzymałam pudełko z ozdobami, podwiązkę i welon zwinięty w mały kłębek. Wpatrywałam się w przedmioty jak w talizmany lub jakieś magiczne narzędzia. Czy byłam na pewno gotowa ? Czy to była dobra decyzja ? Kochałam Justina nad życie, naszego małego synka też, ale nadal nie wiedziałam czy robię dobrze. Ubrałam szorty i podkoszulek Justina rozkoszując się jego zapachem. Zaraz usłyszałam klakson od auta Carmen, więc wzięłam szybko torbę i wyszłam z domu.
-Jak się czujesz ? - zapytała rozbawiona Carmen gdy wsiadłam do auta.
-Niedobrze mi - wykrzywiłam się.
-Uuu, pani Crow kolejny wnuk ? - zaśmiała się patrząc na moją mamę.
-Ooo nie nie nie - wykrzyknęłam oburzona - Dopiero co urodził się Austin, po prostu stres. Stres.
Rozbawione spojrzały na siebie i ruszyłyśmy w stronę wynajętego budynku na ślub.
-Mamy wynajęty pokój, żeby Cię przygotować - mama zaprowadziła nas do dość dużego białego, sterylnego pokoju. Przed drzwiami na balkon stał manekin, a na nim suknia. Dokładnie taka jaką sobie wymarzyłam. Podeszłam do niej i musnęłam dłonią delikatny materiał. Była taka piękna. Mama mnie pociągnęła przed dużą toaletkę i pokazała, żebym usiadła na taborecie przed nią. Zajęła się moimi włosami upinając je w pięknego koka zostawiając jeden wolno opadający loczek. Wpięła w niego starą, rodzinną spinkę i welon.
-Wyglądasz pięknie - wzruszyła się Carmen.
-Tak, jak zombie - wystawiłam ręce do przodu i zaczęłam udawać.
-Ojoj, nie przejmuj się zaraz Ci odświeżę twarz - zaśmiała się. Zaczęła malować moje powieki i na koniec doprawiła wszystko soczystą różową szminką. Pomogły mi założyć suknię i dały do ręki jasno różowe kwiaty pasujące do ust. Założyłam białe, skromne szpilki i spojrzałam w lustro.
-Jeszcze chwila - szepnęłam. Tak bardzo chciałam zobaczyć Justina, już się tak niecierpliwiłam.
Nagle do pokoju wszedł tata. Gdy mnie zobaczył w jego oczach pojawiły się małe łezki. Ukrył to jednym spuszczeniem głowy po czym znowu na mnie spojrzał.
-Trzeba iść - podszedł do mnie. Złapałam go pod ramię i wyszliśmy w stronę sali ślubnej. Stanęliśmy przed wielkimi szklanymi drzwiami przystrojonymi małymi kwiatkami we wszelkich możliwych kolorach. Justin wiedział jak kocham kwiaty, więc poprosił o tak przystrojoną salę. Właśnie, Justin ! Wyjrzałam przed szkło i zobaczyłam go obok księdza. Patrzył w tę stronę, ale był tak zestresowany, że mnie nawet nie zauważył. Wyglądał tak cholernie doskonale, seksownie, perfekcyjnie. Był taki przystojny. Perfekcja, czysta perfekcja.
-Już czas - usłyszałam przestraszony głos ojca. Na te słowa ścisnęłam mocniej bukiet w mojej dłoni, a mama zarzuciła mi na twarz welon. Zaczęła grać muzyka, a drzwi otworzyły się. Justin spojrzał na mnie, a jego twarz zamarła. Tata prowadził mnie do niego mocno ściskając moją rękę. Puścił mnie dopiero gdy Justin dotknął welonu i go podwinął do góry. Gdy zobaczył moją twarz jego twarz rozpromieniła się.
-Jesteś taka piękna - szepnął do mnie. Ksiądz odchrząknął i zaczął mówić. Wsłuchiwałam się dokładnie w każde jego słowo. To jak mówił o miłości, naszej miłości... To było wspaniałe. W końcu przeszedł do przysięgi. Powtórzyłam wszystko dokładnie, a gdy doszłam do końca moje serce zamarło.
-I że Cię nie opuszczę aż do śmierci, tak mi dopomóż Bóg - wykrztusiłam ledwo z siebie.
-Tak - ospowiedział Justin.
-Tak...

___________________________________________________________________________________
Przepraszam, ze tak długo, ale nie miałam neta przez miesiąc !

Następny jutro
@fuckingch4nel

wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział Dwudziesty Drugi

Według Ashley:
   Ostatnie kilka miesięcy mijało spokojnie. Justin dbał o mnie jak najbardziej mógł, rodzice nas wspierali... Nawet moi. Ucieszyli się gdy usłyszeli, że zostaną dziadkami.
   Było dobrze, zadziwiająco dobrze. Powinnam się cieszyć i się cieszę, ale to też mnie dziwi. Niby jest okej, oni się cieszą, ale przecież jeszcze kilka miesięcy temu byli wściekli, nie chcieli ze mną rozmawiać... Justin mówi, że powinnam się cieszyć, ale czy on nie widzi, że coś jest nie tak ?

   Był pochmurny dzień, siedziałam sama w domu owinięta kocem, przed komputerem, a Justin był w studiu. Właśnie przeglądałam suknie na ślub gdy zadzwonił telefon.
-Halo ? - odebrałam.
-Hej skarbie - usłyszałam pogodny głos Justina - Jestem już w drodze, zaraz będę.
-Mhm - poczułam skurcz, bardzo silny skurcz i ciepło na nogach.
-Kochanie ?
-Justin - jęknęłam - Chyba się zaczyna...
-Teraz ?! O matko - krzyknął i słyszałam jak przyśpiesza.
-Justin, spokojnie, jedź ostrożnie ja sobie poradzę - jęknęłam znowu.
-Nie - wrzasnął - Będę za dwie minuty, ubieraj się i bierz rzeczy dla dziecka, zaraz będę - odłożył słuchawkę. Wstałam z łóżka i powoli zebrałam rzeczy potrzebne do szpitala. Zaczynało się...


   Około pięć minut późnej Justin był już w domu. Wleciał do niego jak popażony i złapał mnie za rękę.
-Wszystko będzie dobrze. Oddychaj - pogładził mój policzek i pomógł mi wstać. Wziął do ręki torbę do szpitala i wyszliśmy z domu. Usiadłam na przednim siedzeniu, a Justin obok.


   Weszliśmy na izbę przyjęć, na której natychmiast podleciała do mnie jeda z pelęgniarek.
-To moja narzeczona - wydyszał Justin - Ona rodzi, proszę pomóżcie jej.
-Który to miesiąc ? - zapytała pospiesznie.
-Ósmy - jęknęłam - To jeszcze za wcześnie !
-Proszę się nie bać - uspokoiła mnie - Wszystko będzie dobrze, pani oddycha.
-Ash, trzymaj się - ścisnął moją rękę i razem z pielęgniarką pomogli mi wstać. Usiadłam na wózku inwalidzkim i natychmiastowo zostałam przewieziona na salę porodową. Bałam się jak nigdy wcześniej. Czułam potworny ból i ciepło uderzające we mnie ze wszystkich stron. Usiadłam na łóżku porodowym, kładąc nogi na podparcia. Pielęgniarki latały w okół mnie jak oszalałe. Jedna ocierała mi twarz, druga przygotowywała do porodu... Nagle do sali wszedł lekarz.
-Zaczynamy pani... - zerknął w kartę - Corw.
-Mam zostać ? - spojrzał na mnie Justin.
-Mówiłeś, że nie lubisz patrzeć na takie rzeczy - jęknęłam. Pocałował mój polik, powiedział "wszystko będzie dobrze" i wyszedł z sali.
-Proszę przeć - usłyszałam głos lekarza. Wykonałam polecenie, a moje ciało przeszył potworny ból. Około piętnaście minut potem usłyszałam płacz i straciłam przytomność...


   Obudziłam się w sali. Byłam sucha, świeża, ubrana w szpitalną piżamę i nie czułam już bólu. Rozejrzałam się po małym pokoiku, na półce obok mnie był mały przycisk z napisem "pielęgniarki". Nacisnęłam czerwoną kropkę i po chwili do sali weszła młoda, mniej więcej w moim wieku, pielęgniarka.
-Ashley - uśmiechnęła się.
-Co się stało ? - próbowałam sobie wszystko po kolei przypomnieć.
-Miałaś poród, nagle straciłaś przytomność. Napędziłaś nam niezłego stracha, ale już po wsystkim, jest okej - uspokoiła mnie - Zaraz wracam - wyszła z sali, a po minucie wróciła z małym szpitalny wózkiem.
-O mój Boże - ledwo z siebie wydyszałam zaglądając do środka.
-To chłopiec - uśmiechnęła się wyjmując go z łóżeczka i podając mi. Poczułam jak w moich oczach pojawiają się łzy. Złapałam go pod główką i pocałowałam w czoło.
-Musisz go nazwać - spojrzała na mnie.
-Będzie Austin - uśmiechnęłam się - Tak zadecydowaliśmy z... Właśnie, gdzie jest Justin ?
-Czeka na korytarzu, powiedział, że nie wejdzie i nie zobaczy dziecka dopóki na to nie pozwolisz i się nie obudzisz - wzruszyła ramionami. Jedną ręką odchyliłam kołdrę z nóg i wstałam z łóżka. Wyszłam z sali na boso nie odrywając wzroku od maleństwa. W głębi korytarza zobaczyłam Justina siedzącego na krześle z twarzą w dłoniach. Podeszłam do niego powoli, uważając na Austina.
-Dzień dobry tato - powiedziałam łagodnym głosem. Spojrzał na mnie i zerwał się z krzesła.
-Jezu, Ashley - przytulił mnie - Myślałem, że się nie obudzisz.
-Uważaj - oderwałam się od niego - Ze mną wszystko okej, ale...
-O Boże - zatkało go, dopiero teraz zauważył dziecko.
-To Austin - podałam mu go.
-O Jezu - wpatrywał się w niego jak w obrazek - Witaj Austin... Kocham Cię wiesz ? Ciebie i Twoją mamę - spojrzał na mnie, nachyliłam się nad maluchem uśmiechając się do niego.
-Też Was kocham, bardzo...


Według Justina:
   Nawet nie jestem w stanie opisać mojego szczęścia. Nigdy nie czułem się tak szczęśliwy. Mam ze sobą moją kobietę, którą kocham jak nikogo innego i mojego synka. Mam syna. Austin... Jest cudowny. Jestem najszczęśliwszy na świecie.  
   Tydzień później obudził mnie dzwonek telefonu. Wstałem z łóżka biorąc go do ręki.
-Halooo ? - ziewnąłem.
-Dzień dobry skarbie - usłyszałem wypoczęty głos Ashley - Słyszę, że obudziłam. No cóż mój drogi, koniec spania, za dwie godziny wypisują nas ze szpitala.
-Cooo ? Już ? - zdziwiłem się. Mieli ich wypisać za tydzień, bo Austin miał problemy zdrowotne, bo urodził się za wcześnie.
-Tak, Austinowi się poprawiło i możemy już wrócić do domu. To co, podjedziesz po nas czy mam dzwonić po Kenny'ego ? Jak tak, to nie ma problemu, wiesz...
-Nie, nie, nie. Po moje skarby przyjadę sam - przerwałem jej i wyjąłem z szafy ubrania - Za dwie godziny... Okej, będę. Do zobaczenia.
   Po dokładnym prysznicu i ubraniu się w czyste rzeczy zjadłem szybko śniadanie i wysprzątałem w całym domu. Wyrzuciłem wszystkie śmieci po spotkaniu ze znajomymi pod czas gdy na zegarze wybiła 10:30. Miałem jeszcze pół godziny. Wziąłem kluczyki od samochodu i ruszyłem w stronę szpitala.
-Dzień dobry - uśmiechnąłem się do pielęgniarki stojącej na recepcji - Ja do Ashley Crow, mieli ją i Austina Bieber'a dzisiaj wypisać.
-Tak, pani Crow czeka z synem w swojej sali - kiwnęła głową - Sala 109, drugie piętro, ale to pan pewnie już wie.
-Tak, dziękuję - uśmiechnąłem się ponownie i udałem się w stronę sali. Doszedłem do końca korytarza na drugim piętrze i otworzyłem drzwi sali.
-Dzień dobry - pocałowałem Ashley w usta i Austina w czoło - Gotowi ?
-Jasne - uśmiechnęła się uroczo i wstała biorąc małego na ręce.
-Urósł - zdziwiłem się.
-Takie dzieci szybko rosną kochanie - zaśmiała się. Wyszliśmy z sali i udaliśmy się do windy. Pocałowałem ją namiętnie przypierając do ściany. Niczego innego bardziej nie pragnąłem w tym momencie jak jej.
-Wiesz jak mi tego brakowało ? - zacząłem całować jej szyję.
-Mi też Justin, ale mamy cały dzień - odsunęła się ode mnie - Teraz jedziemy do domu, z dzieckiem - podkreśliła dwa ostatnie słowa. Z trudem się od niej oderwałem i wyszedłem z windy. Przed szpitalem czekały na nas tłumy ludzi i paparazzich. Dziennikarze podbiegali do nas, a gapie robili zdjęcia, próbując uchwycić chociaż na jednym Austina, ale razem z Ashley zasłanialiśmy go najbardziej jak mogliśmy. Ash wstawiła go w foteliku do samochodu i sama usiadła z przodu, a ja na miejscu kierowcy. Z trudem odjechaliśmy.


   Wieczorem Austin zasnął, więc odstawiliśmy go do łóżeczka, a ja postanowiłem zająć się Ashley. Podszedłem do niej całując jej szyję odpinając przy tym guzik od jej spodni. Zsunąłem je lekko w dół i zdjąłem z siebie koszulkę. Złapałem łapczywie jej usta jednocześnie zsuwając z niej bluzkę, a następnie odpinając stanik. Spojrzałem na jej piękne ciało, w ogóle nie zmienione, czułem jak mnie podnieca, jak bardzo jej pragnę.
-Justin - jęknęła cicho.
-Ashley, tak bardzo Cię pragnę - zjechałem pocałunkami niżej, rzucając ją na łóżko.
-To zrób to co chcesz - jęknęła - Jestem Twoja - zamknęła oczy. Uśmiechnąłem się na jej propozycję i zdjąłem z siebie spodnie, a z niej majtki. Rozchyliłem jej nogi podziwiając jej piękno.
-Jesteś pewna ? Dawno tego nie robiliśmy.
-Justin, proszę Cię - przejechała dłońmi po moich włosach co dało mi znak, że jest pewna. Zacząłem delikatnie masować jej wejście na co ona cicho jęknęła. Zataczałem palcem kółka na jej łechtaczce słuchając jej jęków. W końcu wszedłem w nią jednym palcem.
-Justin - jęknęła nieco głośniej na co ja przyspieszyłem, dokładając drugi palec.
-Wiem kochanie - musnąłem wargami jej brzuch i dołożyłem trzeci palec.
-Justin - jęknęła głośno prawie dochodząc. Wyszedłem z niej liżąc delikatnie jej wejście, przyciskając czasem mocniej. W końcu zacząłem mocno i szybko zataczać kółka językiem na jej łechtaczce czując, że dochodzi.
-Skarbie - krzyknęła głośno po czym doszła. Wylizałem jej wszystkie soki i poniosłem się kładąc głowę na jej ramieniu.
-To jeszcze nie koniec - uśmiechnąłem się zalotnie.
-Ja myślę - pocałowała mnie, a ja usadowiłem się pomiędzy jej nogami.
-Pokochasz to bardziej niż wcześniej - uśmiechnąłem się wchodząc w nią szybko, łapiąc ją za biodra. Jęknęła głośno, a ja zacząłem szybko poruszać biodrami. Wszedłem w nią cały rozkoszując się tym uczuciem. Poruszałem się w niej szybko, a ona mi pomagała ruszając biodrami. W końcu oboje poruszaliśmy się jak najszybciej mogliśmy. Poczułem, że dochodzę, a Ashley razem ze mną. Wyszedłem z niej i padłem obok próbując ustabilizować oddech.
-O matko, to było niesamowite - odetchnęła - NIgdy nie byłeś chyba aż tak napalony.
-NIgdy - zaśmiałem się. Czułem jak nadal jej pragnę, to jak była seksowna nie miało granic. Chciałem się z nią pieprzyć całą noc, tak długo jak było to możliwe.
Czułem się genialnie. To była najlepsza noc mojego życia...


______________________________________________________________________________
No więc ten tego. Sorki, że tak długo, ale byłam na obozie, a teraz jestem na Mazurach i wracam za dwa tygodnie :(
Rozdział wzruszający i taki ten tego... Było Jashley porno, ale cóż.
W tej drugiej "pikantniej" części pomagała mi moja koleżanka i brałyśmy też niektóre rzeczy z rozmów z twittera, więc nie piszcie mi potem, że jestem zboczona i doświadczona, bo to raczej niemożliwe... Hah ;)
Mam nadzieję, że się podobało. Następny rozdział za ok 2 tygodnie chyba, że uda mi się złapać na tym zadupiu internet.

xoxo
@fuckingch4nel

poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział Dwudziesty Pierwszy

Według Ashley:
   Zostałam wyrwana ze snu dzwonkiem telefonu. Wysunęłam rękę z pod pościeli i syknęłam czując zimno. Chwyciłam telefon z półki i odebrałam.
-Haaaalo ? - powiedziałam zaspanym głosem.
-Hejka - usłyszałam pogodny głos mojej kuzynki Eidie - Chciałam Cię zaprosić na chrzest mojego synka. Przyjdźcie z Justinem, będzie za 3 dni, wyślę Ci wszystko sms'em.
-Eee... Okej - wymamrotałam.
-Sorki za pobudkę - zaśmiała się - To papa.
-Paaa - mruknęłam i odłożyłam telefon na półkę. Zaraz poczułam jak Justin przyciąga mnie do siebie i całuje w plecy. 
-Dzień dobry - usłyszałam jego pogodny i wesoły głos. 
-Dzień dobry - odwróciłam się i uśmiechnęłam.
-Jak się spało ? - zapytał odwzajemniając uśmiech. 
-Dobrze - oblizałam usta powoli - Dzwoniła moja kuzynka, zaprosiła nas na chrzest swojego synka. 
-Okej - kiwnął głową - Kiedy ?
-Za 3 dni.
-Tooo - ziewnął - Dzisiaj pójdziemy kupić prezent i coś do ubrania. 
-Okej - przytuliłam go mocniej po czym wstałam i podeszłam do lustra odkrywając brzuch. Widać było, że jestem w ciąży, brzuch się widocznie zaokrąglił. 
-Ślicznie wyglądasz wiesz ? - Justin wstał i złapał mnie od tyłu.
-Mhm, taka zaspana - zaśmiałam się i opuściłam bluzkę.
-Nie, nie, nie - podwinął ją znowu i położył dłonie na brzuchu. Pogłaskał go kciukiem i przygryzł lekko wargę.
-Teraz śpi - uśmiechnęłam się.
-Skąd ty to wiesz ? - zaśmiał się.
-Jak się nie rusza, nie kopie to znaczy, że śpi - wzruszyłam ramionami i znowu opuściłam bluzkę.
-Dobra, idę się ubrać, zjemy coś i pojedziemy - podszedł do szafy i wyjął ubrania.
-Okej, idę zrobić śniadanie - zeszłam po schodach na dół. Wyjęłam z lodówki kilka składników i zrobiłam szybko kanapki. Pięć minut później Justin był już na dole i jedliśmy śniadanie. 
-Potrzebujesz sukienki ? - spojrzał na mnie przeżuwając. 
-Emm, tak - kiwnęłam głową pijąc sok. 
-Okej, leć się ubierz i jedziemy - uśmiechnął się biorąc ostatnią kanapkę do ręki. Wstałam od stołu i weszłam po schodach do pokoju wybierając rzeczy po czym udałam się do łazienki. 
   Zeszłam na dół gdzie zastałam Justina czekającego na mnie. Stał z dłonią w kieszeni i drapał się po głowie.
-Idziemy ? - spojrzał w moją stronę.
-Tak - podeszłam do niego i złapałam go za rękę. Wyszliśmy z domu wsiadając do samochodu. Kilka minut później Justin zatrzymał się na parkingu pod Galerią. 
-Chodź - złapał mnie za rękę i pokazał na paparazzich - Nie zwracaj na nich uwagi.
-Okej - pobiegłam za nim i weszliśmy do środka. Udaliśmy się do sklepu z zabawkami i kupiliśmy prezent dla dziecka i kilka ubranek dla naszego. Później kupiłam sobie sukienkę i buty, a Justin garnitur. 

                                                          *3 dni później*

Według Justina:
   Oboje wstaliśmy wcześnie rano i ubraliśmy się w ekspresowym tempie. 
   Dojechaliśmy punktualnie pod Kościół. Ashley przedstawiła mnie swojej rodzinie.
-Ile jesteście z Justinem ? - zapytał kuzyn Ash.
-Ponad rok - uśmiechnęła się uroczo. 
-Długo - zaśmiał się - I nic nam nie mówiłaś.
-No cóż - zaśmiała się razem z nim. Po chwili podeszła Eidie i powiedziała, że zaraz zaczyna się chrzest. Usiedliśmy w ławkach obok niej, bo okazało się, że Ash ma być matką chrzestną. 
-Pójdę z nim, bo mnie ciągnie okej ? - powiedziała w połowie Mszy i wstała z małym kuzynem. Obserwowałem ją dokładnie, podziwiałem jej piękno zupełnie nie skupiając się na uroczystości. 
-Kochasz ją ? - usłyszałem szept obok mnie. Eidien wpatrywała się we mnie z uwagą. 
-Jak nikogo innego - przełknąłem ślinę.
-Widać to - uśmiechnęła się pogodnie - Oświadczyłeś się jej ?
-Tak, na scenie, niedawno... Zgodziła się - uśmiechnąłem się lekko nadal ją obserwując.
-Nie miała wyjścia... Ma za dobrego faceta, żeby odmówić.
-A ja mam za dobrą kobietę, żeby się jej nie oświadczyć

_______________________________________________________________________________
Krótki, wiem, ale nie miałam czasu
@fuckingch4nel

piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział Dwudziesty

Według Ashley:
   Nie wiem co powiedzieć. Zamurowało mnie. Justin wyjechał. Tak bez słowa. Nie mogę w to uwierzyć.
   Chciałam przytulić się do niego z samego rana, ale nie czując go obok siebie zaczęłam się wiercić szukając go na oślep i zauważyłam, że... go nie ma. Zerwałam się gwałtownie z łóżka rozglądając się po pokoju. Wbiegłam do łazienki, salonu, kuchni. NIGDZIE go nie było. Na blacie w kuchni leżała kartka z napisem "Przepraszam, zniszczyłem Ci życie - Justin". O co mu do cholery jasnej chodziło ? Zniszczył mi życie ? Czym niby ? Ciążą ? O to mu chodziło ?
   Wykręciłam szybko jego numer i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po chwili odezwała się sekretarka.
-Justin, proszę Cię, odezwij się. Nie wiem o co chodzi. Proszę Cię - nagrałam się ze smutkiem w głosie. Nagle z telewizora buchnęło "Samochód Justina Biebera był widziany dzisiaj w nocy pod domem jego byłej dziewczyny Seleny Gomez". Telefon wypadł mi z ręki i roztrzaskał się z hukiem na podłodze. Czułam jak przepełniają mnie wszystkie uczucia, ale na końcu zawładnęła mną złość. Zaczęłam rozpaczliwie chodzić po domu. Podeszłam do ściany i uderzyłam w nią mocno ręką. Poczułam straszny ból. Tak jakby mi ktoś złamał serce, a potem rękę. Upadłam na podłogę z płaczem. Nie chciałam już żyć. W ogóle.

   Siedziałam jak idiotka w pokoju patrząc przed siebie. Wyobrażałam sobie ją w objęciach Justina. Jego całującego jej szyję. Nagle ze wszystkich okrutnych myśli wyrwał mnie dźwięk telefonu domowego. "Oby to nie był Justin" błagałam w duchu chociaż dobrze wiedziałam, że za nim tęsknię. Wytarłam nos i podniosłam słuchawkę.
-H-halo ? - wymamrotałam nadal płacząc.
-Ashley ? - usłyszałam znajomy głos Pattie.
-Dzień dobry Pattie - szybko ogarnęłam głos, żeby nie usłyszała, że jestem w złym stanie.
-Nie udawaj kochanie - powiedziała se smutkiem w głosie - Widziałam wiadomości.
-T-tak ? - nie zdając sobie z tego sprawy znowu wybuchnęłam płaczem.
-Nawet nie wiesz jak jestem na niego wściekła - odezwała się ze złością w głosie - Co w niego wstąpiło ?
-Nie wiem Pattie - tysięczna łza spłynęła po moim policzku - A rozmawiałaś z nim ostatnio ?
-Nie... Nie miałam z nim żadnego kontaktu, a coś się stało ?
-Bo ja... Jestem w ciąży - wybuchnęłam znowu płaczem na myśl o tym wszystkim.
-To, ja... Nie wiem co powiedzieć w takiej sytuacji - zatkało ją - Poczekaj Ashley, bo Kenny do mnie dzwoni, zaraz wracam - zawiesiła rozmowę. Czekałam chwilę, bo miałam nadzieję, że chodzi o Justina. Nie myliłam się...
-Ashley - wychrypiała zapłakanym głosem - Justin miał wypadek - dodała po chwili. Oparłam się o ścianę i powoli się na niej osunęłam. Przyłożyłam ponownie słuchawkę do ucha.
-Przyjedź po mnie - powiedziałam krótko.

    Pół godziny późnej pod mój dom zajechał Kenny. Powiedział mi tylko, że Pattie pojechała najszybciej jak się dało z dziećmi do szpitala, a jemu kazała po mnie przyjechać.
-Co się właściwie stało ? - zapytałam surowo.
-Nie wiem, podobno rozbił się samochodem - odezwał się smutno Kenny. Na te słowa serce mocniej mi zabiło. W głębi siebie nadal miałam nadzieję, że nic mu się nie stało.
   Dojechaliśmy do szpitala. Nie zwracając na nikogo uwagi wybiegłam z samochodu jak najszybciej mogłam. Przecisnęłam się przez bandę reporterów, którzy widząc mnie zaczęli robić mi zdjęcia i za wszelką cenę chcieli coś ode mnie wyciągnąć. Ignorując ich wbiegłam do szpitala.
-Justin Bieber, leży tutaj Justin Bieber, przywieźli go z wypadku samochodowego - wydyszałam podbiegając do recepcji.
-Jest teraz operowany, ale jego rodzina już czeka przed salą, a pani... - spojrzała na mnie pytająco.
-Ashley Natalie Crow, jestem jego dziewczyną - przygryzłam niepewnie wargę myśląc "pewnie już nie długo".
-Dobrze, proszę za mną, zaprowadzę panią przed salę - ruszyła korytarzem, a ja za nią. W końcu doszłyśmy do końca korytarza gdzie siedziała Pattie z Jaxonem i Jazzy. Podeszła do mnie i bez słowa przytuliła jak matka. Była taka kochana. Tym gestem wyraziła wszystko co czuła, całe swoje współczucie, smutek i żal.
-Co z nim ? - wydusiłam z siebie.
-Nie wiem, pielęgniarka nie udzieliła nam żadnych informacji, a ja przyjechałam jak już był na sali - złapała moją rękę - Jak się czujesz ?
-Nie wiem - uniknęłam jej spojrzenia - Nie wiem, jestem wściekła za noc, ale z drugiej strony, gdzieś w głębi siebie liczę na to, że nic poważnego mu się nie stało.
Usiadłam na krześle obok rodzeństwa Justina, które zasnęło w oczekiwaniach na brata. Emocje targały mną na prawo i lewo. Złość mieszała się ze smutkiem i rozpaczą. Pod wpływem tych wszystkich uczuć zasnęłam oparta o ścianę.

   Obudził mnie trzask drzwiami i zrywająca się z krzesła Pattie. Dopiero po chwili zorientowałam się co się dzieje. Wstałam jak poparzona z krzesła i spojrzałam na łóżko, które wywieźli lekarze z sali operacyjnej. Leżał na nim Justin. Nie poznałam go prawie, wyglądał okropnie. Całą twarz miał posiniaczoną lub w rozcięciach. Nogę miał w gipsie, a na ręce widniało wielkie rozcięcie zajmujące jej znaczną większość.
-Co z nim ? - zapytała Pattie lekarza.
-Jego stan jest już stabilny, niedługo powinien się wybudzać. Udało nam się uratować jego nogę, ręka została przecięta przez szybę, ale jest jak widać zszyta - uspokoił ją.
-Doktorze czy ja - podeszłam do niego w ostatniej chwili - Mogłabym zobaczyć jego rzeczy, a potem do niego przyjść ?
-Wszystkie ubrania i jakiekolwiek rzeczy, które miał przy sobie pan Bieber są w szafce przy jego łóżku, może pani do niego iść - wskazał salę.


Czytaj z muzyką: http://www.youtube.com/watch?v=4oScRBsOV6I
   Powoli otworzyłam drzwi. Niepewnym ruchem zrobiłam kilka kroków w stronę łóżka. Stanęłam dokładnie na wysokości jego rąk i złapałam jedną z nich. Nim się obejrzałam zaczęłam płakać. Dlatego, że wszystko się zawaliło. Napierała na mnie niepewność co do jego wierności i smutek z powodu wypadku. Wyjęłam z szafy jego bluzę, którą miał na sobie i przykryłam się nią. Poczułam jego zapach i wróciły do mnie myśli o jego nocy. Jak ja spędził i z kim. Usiadłam na krześle i dalej roztrzęsiona patrzyłam na jego dłonie, ramiona, szyję, twarz. Oparłam twarz o kolana i zaczęłam płakać.
-Ashley ? - usłyszałam nagle, ochrypiały, smutny, słaby głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że się obudził.
-Tak - spuściłam głowę nie wiedząc jak mam zareagować.
-Czemu tu jesteś ? - wpatrywał się w sufit - Myślałem, że mnie już nienawidzisz.
-Bo nie wiem co dokładnie zrobiłeś i... coś mnie ciągnęło, żeby tu przyjechać - przełknęłam głośno ślinę.
-Powinnaś mnie teraz nienawidzić, ale ja przepraszam - po jego twarzy spłynęła łza i zniknęła na prześcieradle. Małe kryształowe łezki spłynęły po mojej skórze, bo wiedziałam o co chodzi.
-Zrobiliście to ? - z trudem z siebie wykrztusiłam.
-Nie, znaczy... zatrzymaliśmy się na tym, że zdjęła mi koszulkę, ale zrozum. Nie mógłbym Ci tego zrobić. Natychmiast wyszedłem od niej i wróciłem do domu, ale nie mogłem znieść myśli, że bym Cię zdradził dlatego wyjechałem.
-Justin - nie wiedziałam jakie uczucie mną targało, chyba były wszystkie - Czemu ? Co ja takiego zrobiłam ?
-Nie wiem, nie mogłem spać i wyszedłem. Przejechałem obok domu Sel i zatrzymałem się tam, żeby pogadać, żeby przestała mówić o mnie bzdury i... Sama wiesz co dalej się stało - kolejna łza spłynęła na prześcieradło - Jesteś w stanie... Mi wybaczyć ?
-Nie wiem Justin, ale... Chyba tak, nie wiem - wstałam.
-Masz moją bluzę ? - spojrzał na mnie, w jego oczach zobaczyłam nadzieję.
-Tak - pogładziłam ręką jego policzek, zjechałam po szyi i ramionach - Wiesz czego tylko nie mogę znieść ? Tego, że Cię całowała, dotykała. Myślałam, że jesteś mój, na zawsze.
-Bo jestem Ash - próbował się podnieść - Nie wiem jakim cudem do tego doszło, nie chciałem tego - w końcu usiadł odkrywając swoją nagą klatkę piersiową, na której znajdowało się jeszcze więcej ran.
-Matko boska - podeszłam do niego bliżej i spojrzałam na rany - Justin coś ty zrobił.
-To nic Ashley - złapał moją rękę i złożył na niej lekki pocałunek - Wybacz mi, proszę - przysunął mnie do siebie i pocałował. Nie mogłam się oderwać, uległam mu jak tania dziwka, która robi to z facetem, którego za grosz nie zna. Nie chciałam, żeby tak się stało, musiałam być silna, ale nie potrafiłam. Złapałam jego twarz w dłonie i odwzajemniłam pocałunek.
-Justin, proszę Cię - szepnęłam mu w usta - Nie powinniśmy, ja nie powinnam, nie mogę...
-Czemu, Ashley - spojrzał mi w oczy.
-Bo myślę o tym co było w nocy - przygryzłam wargę - Nie mogę Justin.
-Ale Ash - z rozpaczą chwycił moją rękę - Ja Cię kocham, nad życie, nie mogę bez Ciebie żyć...
-Nie mogę Justin... - wybiegłam z sali.

Według Justina:
   Spierdoliłem wszystko co było możliwe do spierdolenia. Nie umiem bez niej żyć, ale ona teraz nie chce mnie znać. Jak mogłem to zrobić, co mnie kurwa jebana jego mać podkusiło ? Nie wiem co mam zrobić, żeby do mnie wróciła. Nie powiedziała co prawda, że odchodzi, ale nadal czuję się jak dupek, którego zostawiła najdroższa mu osoba. Czuję się potwornie.
 

                                                             *miesiąc później*

   Spakowałem wszystkie rzeczy do torby i wstałem z łóżka. Wziąłem kulę, która leżała obok i skierowałem się do wyjścia. Przed budynkiem stało pełno Belieberek z kartkami "welcome back Justin" itp. Nie umiałem się uśmiechnąć. Brakowało mi tam jednej dziewczyny, takiej szatynki z zielonymi oczami, w ciąży. Nie było jej tam. Otworzyłem drzwi samochodu, którym przyjechał po mnie Scooter. Pojechaliśmy od razu pod arenę, na której miałem dać koncert. Poszedłem do szatni i ubrałem się w biały garnitur jak zawsze.
-Justin - zza drzwi wychylił się Alfredo.
-Kurwa, stary przebieram się - syknąłem.
-Wiem, sorki, ale to nie może czekać - rozejrzał się i wszedł do garderoby.
-No co jest, szybko, zaraz muszę iść na scenę - jęknąłem.
-Słuchaj, Ashley tu jest... - zamurowało mnie.

   Wleciałem na metalowych skrzydłach na scenę słuchając krzyków wszystkich fanek. Maszyna postawiła mnie na ziemi, na końcu wybiegu gdzie stał mikrofon specjalnie, żebym mógł się oprzeć ze względu na złamaną nogę. Zaczęły ze mną śpiewać "All Around The World", a ja zacząłem rozglądać się za Ashley nadal śpiewając. Udając, że próbuję tańczyć odwróciłem się z mikrofonem do tyłu patrząc czy Ashley nie stoi przy kulisach. Wtedy ją zobaczyłem. Stała trzymając się za brzuch, widać już było, że jest w ciąży. Nie dałem po sobie poznać, że ją widzę. Cieszyłem się, że tu jest.

   Na całej arenie rozbrzmiał wstęp do "One Less Lonely Girl" dziewczyny zaczęły piszczeć. Każda z chciała zostać moją OLLG, ale ja musiałem coś zrobić.
-Chcę Was przeprosić, ale dzisiaj żadna z Was nie może zostać moją OLLG - dziewczyny spojrzały po sobie zdziwione - Jest tu jedna dziewczyna, którą bardzo zraniłem, ale kocham ją tak bardzo i nie chcę jej stracić - mówiłem idąc w stronę Ashley - Ashley, zostaniesz moją One Less Lonely Girl ?
Chłopcy złapali Ash za ręce i wciągnęli na scenę. Nie chciałem, żeby siedziała na tronie, wziąłem fioletowe krzesło i postawiłem obok siebie. Złapałem jej rękę i pomogłem usiąść na krześle. Zacząłem dla niej śpiewać przytulając ją do siebie. Po jej poliku spłynęła łza.
-Ash, wybacz mi proszę - złapałem ją za rękę gdy muzyka ucichła - Kocham Cię.
Patrzyła na mnie wciąż nie wiedząc co powiedzieć. Klęknąłem przed nią łapiąc jej dłoń.
-Ashley Natalie Crow - powiedziałem do mikrofonu patrząc jej w oczy - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie ?
-Ja - zakryła twarz ręką, a Belieberki zaczęły krzyczeć "powiedz tak, powiedz tak" - ja, t-tak...

_________________________________________________________________________________
No to tak, smutny i wesoły rozdział :)
Mam nadzieję, że się podobało :)

Słuchajcie, bo niewiele osób wie, ale mamy na Twitterze i asku Ashley i Justina
TWITTER:
Ashley - @AshCrowTY
Justin - @Biebeer_PL

ASK:
Ashley - @AshleyCrowTY
Justin - @Biebeer_PL

@fuckingch4nel

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział Dziewiętnasty

Według Ashley:
   Kurwa i co teraz ? Spojrzałam jeszcze raz. Jak to możliwe. No niby się cieszę, ale... Jak to jest możliwe ? Jak ja mam mu to powiedzieć ? Spojrzałam po raz dziesiąty chyba na test. Dwie kreski. Przeniosłam wzrok na pudełko. "Dwie kreski - ciąża" widniało na kartoniku. No jak ? Ja się pytam - jak to do kurwy nędzy możliwe ? Westchnęłam głęboko próbując się uspokoić. Położyłam test na umywalce i przemyłam twarz zimną wodą. Zerknęłam jeszcze na chwilę w lustro po czym wyszłam z łazienki. Justin pojechał dwie godziny wcześniej do studia nagrać coś i miał wrócić niedługo. Stanęłam przed oknem. A jeśli tym razem też poronię ? Wtedy już nie wytrzymam. Z myśli wyrwał mnie dzwonek telefonu. Złapałam urządzenie i odebrałam.
-Halo ?
-Hej skarbie, wszystko okej ? - usłyszałam Justina.
-Eee, tam - powiedziałam niepewnie - Kiedy będziesz ?
-Właśnie wychodzimy ze Scooterem z budynku. Coś się stało ?
-Nie, czemu ?
-No, nie wiem, masz taki głos dziwny. Jakby coś się stało.
-Nie, nic się nie stało. Do zobaczenia w domu.
   Czekałam chwilę siedząc na murku przed domem. Bawiłam się niecierpliwie palcami, trąc je, wyginając w różne strony. Jak miałam mu to niby powiedzieć ? "Kochanie będziemy mieć dziecko, teraz mnie nie wkurwiaj chyba, że chcesz mieć tu morze czerwone". No jak... Przecież jak usłyszy, że znowu to on tego już nie wytrzyma. Teraz wziął się za nową płytę to tym bardziej. To nie ma sensu, ale chyba muszę poczekać na jego reakcję. Siedziałam tak patrząc przed siebie gdy usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu.
-Ashley ? Jesteś tu ? - krzyknął Justin.
-Tak, cześć - wstałam - Jak nagranie ?
-Dobrze, co prawda muszę tam częściej jeździć, ale jest okej. Coś się stało ? - spojrzał na moją zmieszaną minę.
-Ja, muszę Ci coś powiedzieć - spojrzałam w dół, najpierw na nogi potem na brzuch.
-Co się dzieje ? - złapał moją brodę i podniósł do góry.
-Ja, jestem w.... ciąży Justin. Jestem w ciąży - spojrzałam na niego. Przez chwilę widziałam, że nie wie co się dzieje co było po części zabawne, a potem zobaczyłam jak jego kąciki ust się unoszą.
-To wspaniale Ash - wziął mnie na ręce i pocałował mocno.
-Cieszysz się ? - w moich oczach pojawiła się radość.
-Bardzo, Ashley !
-A nie boisz się tych idiotów, którzy będą mówić "Nieślubne dziecko Biebera", "Przeleciał ją, zrobił dziecko i sie ulotni" i tak dalej ?
-Czemu ? Tylko mi zazdroszczą takiej rodziny. Kocham Cię - spojrzał na mój brzuch - Ciebie też.
-Ja WAS też - uśmiechnęłam się wiedząc, że jest szczęśliwy. Złapał moją dłoń po czym zrobił zdjęcie brzucha i umieścił na instagramie i twitterze z opisem "Więc będziemy mieli z Ashley nowego członka rodziny #happy".
-Już im to mówisz ? - zdziwiłam się.
-A czemu nie ? Nie chcesz ? Mogę usunąć.
-Nie, nie zostaw - uśmiechnęłam się.
-Jejku, jak się cieszę - cały czas się uśmiechał siadając na kanapie.
-Też się cieszę - położyłam mu głowę na ramieniu. Przytulił mnie i pogłaskał po brzuchu.
-A zastanawiałaś się jak nazwiemy naszego skarba ?
-Mam imię dla chłopca. Może dziwne, ale...
-No mów.
-Austin, od połączenia naszych imion. "A" od mojego imienia i "ustin" od Twojego.
-Ładnie i... jejku, piękne - zatkało go. Pocałował mnie w czoło cały czas głaszcząc brzuch. Złapał za pilot i włączył pierwszy lepszy kanał.
-Wiadomość z ostatniej chwili - odezwał się telewizor.
-Nooo, zobaczmy czy gadają już o nas w wiadomościach - zaśmiał się Justin.
-Otóż wokalista Justin Bieber własnie oznajmił swoim fanom, że zostanie - tu na chwilę przerwała - ojcem.
-Oni są niemożliwi ! - wytrzeszczyłam oczy.
-Bardzo gratulujemy i pokazujemy zdjęcie, które wstawił na portal "Instagram" - na ekranie pojawiło się zdjęcie.
-Dobrzy są - uznał Justin.
-No, dwie minuty i wszystko jest w wiadomościach. Nie wierzę - westchnęłam.
-Hahaha, a Belieberki się pytają czy to prawda - zaśmiał się patrząc w telefon. Wyrwałam mu go z ręki i wystukałam "Tak, na prawdę jestem w ciąży - Ashley" wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Zrobiłam zdjęcie jak trzymam test i kliknęłam "tweetnij".
-Coś ty robiła z moim telefonem w łazience ? - zapytał ze zdziwieniem.
-Zdjęcie, żeby uwierzyły - zaśmiałam się i podałam mu telefon.
-No, okeeej - spojrzał na tweeta.
-Koniec pytań.

Według Justina:

Czytaj z muzyką: http://www.youtube.com/watch?v=yBatuRGZAmA
   Znowu w ciąży. Tak się cieszę. Nie spodziewałem się tego zupełnie. Tak ją kocham, a teraz dojdzie kolejna cząstka jej, którą będę równie kochał. Będę najszczęśliwszą osobą na świecie. Mam Ashley, a za 9 miesięcy cząstkę jej, coś więcej niż ją. Czy da się być aż tak zajebiście szczęśliwym ? Nie wierzę, że tak będzie. Nie mogę uwierzyć.
-Jesteś szczęśliwy ? - spojrzała na mnie niepewnie.
-Czy jestem szczęśliwy ? Powiem tak: mając Ciebie jestem najszczęśliwszym facetem na Ziemi, a teraz będę miał coś co będzie Tobą i mną w jednym, coś, a raczej kogoś kto będzie mi przypominał Ciebie. Nie wiem jaki będę skoro mając Ciebie jestem najszczęśliwszy. Nie ma takiego szczęścia. Nie umiem go opisać, bo ty jesteś kimś najwspanialszym, a to dziecko to będzie... Nie mam na to słów - trzymałem ją za rękę. W jej oczach pojawiły się małe łzy. Chciałem mówić więcej, ale nie miałem słów.
-Ja - po jej policzku spłynęła łza - Nie wiem, co...
-Nie ważne - wytarłem kroplę - Ważne, że wiesz.
-Kocham Cię - przytuliła się. Pogłaskałem jej brzuch.
-Ja Was też, kocham Was, najmocniej na świecie, mocniej się już nie da.

_________________________________________________________________________________
Wczoraj były moje urodziny, ale jesteście chujowi i gówno z tego wyszło. Kocham Was też.
Żal, nic, gówno

@fuckingch4nel

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział Osiemnasty

Według Ashley:
   Znowu zamieszkałam z Justinem. Wrócilismy do siebie po przeżyciach z ostatnich dni. Nie wiem jak będzie dalej. Nie wiem czy potrafię pogodzic się z utratą dziecka o którym nawet nie wiedziałam. Nie wiem.... Nic już nie wiem. Gdyby nie Justin pewnie bym się zabiła. To, że go mam to chyba przeznaczenie. Przecież, ja bez niego bylabym nikim. Zupełnie bym sobie bez niego nie poradziła. Umarłabym, albo dalej żyła nudnie. Cieszę się, że go mam. Na prawdę. Kocham go tak mocno, kocham go jak nikogo innego. Nie wyobrażam sobie zycia bez niego. Gdy próbuje sobie wyobrazić siebie bez niego widzę... Pustkę. Zupełną pustkę, nicość. Coś czego nie ma i nie będzie. Nie chcę, żeby to tak wyglądało. Muszę dotrzymać tego co między nami jest. Muszę utrzymać nasz związek. Nie mogę dopuścic do upadku. Nie teraz, kiedy go potrzebuję. 
   Obudziłam się rano przytulona do Justina. Nie chciało mi się kompletnie wstawać. Było mi tak dobrze. Leżałam wtulona w mężczyznę, którego kocham, było mi ciepło, miło, dobrze. Wtuliłam się w niego bardziej czując jak przejezdża ręką po moich włosach. 
-Dzień dobry skarbie - szeptnął mi w ucho. Był taki wesoły. Słyszałam to w jego głosie. 
-Dzień dobry - pocałowałam jego dłoń. Przytulił mnie mocno i głęboko westchnął. 
-Cieszę się, że jesteś ze mną znowu - pocałował czubek mojej głowy.
-Ja też się cieszę - zaczęłam paznokciem rysować na jego brzuchu serca. Wtuliłam się znwou w niego, czując miłość, z którą mnie dotykał, całował, z którą do mnie mówił. Czułam to.
-Kocham Cię - splótł nasze nogi pod kołdrą. 
-Ja Ciebie też - rozkoszowałam się ciepłem, które od niego biło. Zamknęłam oczy. 
   Usiadłam na leżaku w ogrodzie. Patrzyłam przed siebie dalej myśląc o nas. O nocach, o dniach, o kłótniach, o tym, że gdy oboje siebie potrzebowaliśmy to byliśmy przy sobie. 
-O czym myślisz ? - Justin objął mnie od tyłu rękoma siadając na leżaku. 
-O nas - westchnęłam. Justin zacisnął ręce mocniej.
-Czemu ?  Myślałem, że jest już wszystko... okej - mruknął zdziwiony. Słyszałam w jego głosie nutkę strachu.
-Bo jest właśnie. Teraz jest już idealnie. Może nie tak jakby było za dziewięć miesięcy, ale... Jest dobrze. Budzę się rano obok mężczyzny którego kocham, czuję jego zapach, dotyk pełen miłości. Jest doskonale Justin, lepiej niż sobie wyobrażałam - westchnęłam na końcu.
-Chyba nie wiem co powiedzieć.
-Nie musisz nic mówić - uśmiechnęłam się sama do siebie. Justin usiadł obok mnie i mocno przytulił.
-Kocham Cię - szepnął - Strasznie mi przykro, ale będzie dobrze. Mówię Ci jeszcze kiedyś będziemy mieli szczęśliwą rodzinę. Będziemy razem usypiać nasze dzieci, śpiewać im do snu, a potem będziemy szli na dół i przytuleni do siebie będziemy oglądali jakiś film. Będę Was zabierał na wycieczki, wszędzie. Obiecuję - pocałował moje czoło. Po moim policzku spłynęła słona łza. Czym sobie na niego zasłużyłam ? No czym..

Według Justina:
   Widzę, że Ashley cierpi. Niby próbuje to ukryć, ale ja to widzę. Widzę ten ból na jej twarzy, w jej zachowaniu. To w jaki sposób na mnie patrzy, w jaki sposób mówi. Wyszła bez słowa z domu i usiadła w ogrodzie patrząc się przed siebie. Nigdy taka nie była. Nigdy, po prostu nigdy. Nie mogę tego znieść. Muszę jakoś sprawić, żeby była szczęśliwa. Tylko najgorsze jest to, że nie wiem jak.
   -Wszystko okej ? - spojrzałem na nią gdy wróciłem ze sklepu. Siedziała pod kocem przed telewizorem.
-Tak - uśmiechnęła się gdy mnie zobaczyła.
-Dzisiaj wieczorem idziemy na grilla do Lila - wyjąłem po kolei wszystko co kupiłem.
-Musimy ? - jęknęła wyraźnie niezadowolona.
-Tak, musisz kiedyś stąd wyjść - powiedziałem stanowczo i włożyłem do koszyka kilka rzeczy na wyjście.
-Ugh, no okej, okej - podniosła ręce na znak przegranej.
-Cieszę się - uśmiechnąłem się. Dziewczyna wstała i poszła do łazienki, żeby się ubrać. Usłyszałem jak odkręca wodę pod prysznicem. Włożyłem kilka rzeczy do lodówki, a potem wyjąłem z szafy koc i schowałem go do koszyka. Nagle z góry usłyszałem płacz. Chciałem poczekać aż skończy, ale nie mogłem wytrzymać i wbiegłem na górę. Otworzyłem drzwi od łazienki, zobaczyłem Ashley w ręczniku siedzącą na podłodze z głową w kolanach. Kucnąłem do niej i złapałem jej twarz w dłonie i zobaczyłem opuchnięte od płaczu oczy. Przytuliłem ją mocno wycierając jej łzy z twarzy.
-Ej mi też jest ciężko, ale musisz się trzymać - smutek wylewał się na moją twarz - Jak chcesz możemy nie iść.
-Nie... Muszę być silna - wytarła łzy - Idziemy - postarała się uśmiechnąć.
-Jesteś pewna ? - spojrzałem poważnie.
-Tak - wymusiła uśmiech.
   Wziąłem z blatu klucze, koszyk i otworzyłem drzwi. Ash podeszła do mnie i złapała za kosz.
-Nie, nie powinnaś dźwigać - zabrałem jej koszyk. Wyszliśmy z domu gasząc za sobą światła. Otworzyłem jej drzwi do samochodu i sam wsiadłem z drugiej strony.
   Piętnaście minut później byliśmy już pod domem Lila.
-Hej stary - przywitał mnie z uśmiechem przyjaciel.
-Hej - przybiłem mu piątkę. Zza moich pleców wyszła Ash - A to jest Ashley.... Moja, emm, dziewczyna.
-Hej, jestem Lil, miło poznać kogoś o kim Justin tyle nawija - podał jej rękę, a dziewczyna się zaczerwieniła patrząc na mnie z sarkastycznym wyrzutem.
-Ashley, oh serio ? - zaśmiała się uroczo.
-Serio - wyprzedziłem Lila całując ją w policzek.
-Dobra nie będziemy tak stać, bo czekają na nas w ogrodzie - powiedział, a ja złapałem Ashley za rękę kierując się za Lilem.

Według Ashley:
   Znajomi Justina to fantastyczni ludzie. Siedzieliśmy razem przy stole, jedliśmy, piliśmy, śmialiśmy się. Są wspaniali. Siedziałam wtulona w Justina słuchając wszystkich historii. Nagle Lil wstał ze swoją dziewczyną.
-Chcielibyśmy Wam coś ogłosić - złapał ją za biodra - Emilly jest w ciąży !
-Tak, chcieliśmy, żebyście wiedzieli. Jesteście najbliższymi przyjaciółmi - powiedziała Em, a ja poczułam, że coś mnie ukuło prosto w serce. Wszyscy gratulowali i się śmiali, a ja siedziałam jak zamurowana. Przez chwile Justin uśmiechał się szeroko, lecz spojrzał na mnie i od razu spoważniał. Pocałował mnie w czoło i powiedział:
-Ej, wszystko będzie dobrze, obiecuję - pogładził mój policzek. Wstałam i ruszyłam do łazienki jak poparzona. Za mną wyszła Em.
-Hej, hej Ashley. Co jest ? - stanęła przede mną.
-Nic - spuściłam głowę ukrywając smutek.
-Widzę, że coś jest - założyła ręce na piersiach.
-Bo ja... Ja niedawno poroniłam - po moim policzku spłynęła łza. Poczułam jak Emilly przyciąga mnie do siebie i przytula.
-Będzie dobrze. Mówię Ci niedługo sami nam to powiecie - próbowała mnie pocieszyć.
-Wiem, przepraszam. Nie powinnam tak reagować. Chodźmy, pewnie się martwią - wyszłam z domu.
   Późnym wieczorem wstaliśmy z Justinem i pożegnaliśmy się ze wszystkimi wychodząc. Wsiadłam do samochodu zmęczona całym dniem.
-Ugh, no fajnych masz znajomych - uśmiechnęłam się.
-Cieszę się, że dobrze się bawiłaś - złapał moje kolano i lekko pogładził je kciukiem.
-Bardzo - pocałowałam go w policzek - Dziękuję.
-Nie ma za co kochanie, dla Ciebie wszystko - uśmiechnął się i odpalił samochód.
Teraz mi nie pierdolcie, że nie mam zajebistego chłopaka.

_________________________________________________________________________________
Smutny trochę i długo oczekiwany rozdział, wiem. Przepraszam Was bardzo, ale miałam zaliczanie Chemii i dzięki Waszemu wsparciu na Twitterze zdałam :) Dziękuję bardzo. Postaram się teraz częściej dodawać rozdziały, a że jest wolne to będę miała czas :) Dodam rozdział w środę, bo moje urodziny :)

Mam do Was sprawę. Otóż na tt już jedna osoba prowadzi Justina, ale rzadko wchodzi niestety i czy któreś z Was chciałoby zrobić drugi profil ? Napiszcie tu lub na tt :)

@fuckingch4nel

sobota, 8 czerwca 2013

Witam :)

Chciałabym Wam podziękować za liczbę wyświetleń oraz przeprosić za to, że tak rzadko dodaję rozdziały. Mam jeszcze do Was sprawę ! Więc mamy jednego Justina z opowiadania i on wchodzi dopiero o 20 na tt, a Ashley zawsze jest już wcześniej. Chciałby ktoś być tym na wcześniejsze godziny ?

Piszcze na tt: @fuckingch4nel
dzięki

piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział Siedemnasty

Według Justina:
   Obudziłem się obok jeszcze śpiącej Ash. Pocałowałem ją w policzek i wstałem z łóżka. Ashley poruszyła się, przykryła mocniej kołdrą i dalej spała. Sięgnąłem po bluzkę i spodnie z szafki i poszedłem się umyć.
   Sięgnąłem po mleko do lodówki. Wyjąłem karton i napiłem się z niego. Nagle usłyszałem, że Ashley się obudziła. Zeszła po schodach ubrana jeszcze w piżamę, przy nodze trzymała żyletkę.
-Po co to wzięłaś ? - pokazałem na kawałek metalu.
-Chciałam to wyrzucić - podeszła do kosza i wrzuciła ją do niego.
-Po co w ogóle to robiłaś ? Po co zaczynałaś ? Widzisz jak teraz wyglądają Twoje ręce, nogi ? - pokiwałem głową z niedowierzaniem.
-Miałam swoje powody - odparła niechętnie.
-Powody ? Tylko słabi to robią - zdenerwowałem się.
-Słabi... Jestem słaba ? Wiesz co... Jestem, tak jestem ! Jestem taka słaba, że już nie wytrzymuję ! Nie wytrzymuję z Twoimi odzywkami, komentarzami. Mógłbyś się czasem powstrzymać ! Obiecałeś mi to...
-Obiecałem, ale przy Tobie się nie da ! Jesteś uparta i robisz rzeczy, których nie powinnaś, a do tego nie dajesz sobie niczego powiedzieć.
-Okej, jak chcesz - ruszyła w stronę sypialni.
-Co robisz ?! - krzyknąłem wchodząc za nią.
-Nie widać ? - wyjęła rzeczy z szafki pakując je do torby - Jak tak Ci przeszkadza to wszystko to żyj sobie sam ! Mam Cię dosyć...
-Wiesz, że nie musisz - złapałem jej ramię, ale trąciła moją dłoń w bok.
-Zostaw mnie ! - krzyknęła wściekle - Mam Cię dosyć, nie zrozumiałeś jeszcze ?
-Zrozumiałem, ale wiesz, że nie musisz - poczułem, że jest mi głupio. Dziewczyna wsunęła na siebie szybko sukienkę i wybiegła z sypialni z torbą na ramieniu. Wybiegła z domu jak poparzona, nie chciała, żebym ją odwiózł tylko poszła sama.

Według Ashley:
   Jak on mógł ? NO jak ? Obiecał, że się będzie kontrolował, a tym czasem musiał zrobić to co zwykle.
   Wbiegłam do domu roztrzęsiona nie zważając na spojrzenia rodziców. Weszłam na górę do siebie, rzuciłam torbę na łóżko i weszłam do łazienki. Stanęłam przed umywalką i wyjęłam jedną żyletkę. Wbiłam się kawałkiem metalu w nadgarstek. Zaczęłam ciąć każde wolne miejsce.
   Obudziłam się w nocy z mocnym bólem brzucha. Odsunęłam kołdrę i zobaczyłam na nim krew. Krwawiłam i to mocno. Nie wiedziałam co robić. Wstałam obolała i pobiegłam do łazienki. Zwinęłam się z bólu i upadłam z głośnym hukiem na podłogę. Upadkiem obudziłam mamę, bo po chwili znalazła się ona w moim pokoju. Podbiegła do łazienki i kucnęła przy mnie.
-Co się dzieje Ashley ? - spojrzała na mnie przerażona - Ty krwawisz, natychmiast jedziemy do szpitala.
   Pół godziny później znalazłyśmy się na ostrym dyżurze. Lekarka zaprowadziła mnie do sali, położyłam się na łóżku. Zaczęli w okół mnie latać, a ja po chwili zemdlałam.
   Obudziłam się przebrana w szpitalną piżamę. Nie wiem czemu, ale czułam się taka... pusta. Obok mnie na krześle siedziała mama. Gdy zobaczyła, że wstałam podniosła się i złapała mnie za rękę ze smutkiem w oczach. W tym momencie do sali weszła lekarka.
-Mogłabym porozmawiać z państwa córką ? Chyba lepiej, żeby sama to usłyszała - spojrzała na rodziców.
-Oczywiście - mama ścisnęła moją rękę i wyszła z tatą z sali.
-Ashley... Nie wiem czy wiesz, ale ty... Byłaś w ciąży - spojrzała na mnie, a ja wytrzeszczyłam oczy słysząc tą wiadomość - Ale, niestety. Wczoraj, ten krwotok. Ty poroniłaś - w jej oczach pojawił się ten sam smutek co mamy. Byłam w ciąży. Z Justinem. I... poroniłam. Ja nawet o tym nie wiedziałam. Nie zdążyłam się nacieszyć tą chwilą.
-Ja... nie wiedziałam - poczułam wielką gulę w gardle. Zaczęłam płakać. To dlatego czułam pustkę.
-Chciałabym Cię jeszcze o coś zapytać - usiadła koło mnie, kiwnęłam głową - Czy wiesz co mogło być przyczyną ? Wypiłaś coś, wzięłaś...
-Ja... wczoraj pokłóciłam się z chłopakiem i... - pokazałam jej moje nadgarstki.
-Stres... to przez stres - dotknęła mojej ręki ze smutkiem i skierowała się do wyjścia.
-Pani doktor - odezwałam się po chwilowym wahaniu - Czy ja... Będę mogła mieć jeszcze dzieci ?
-Myślę, że tak Ashley, ale... Mam nadzieję, że jeszcze się nie decydujesz - uśmiechnęła się smutno i wyszła.
   Siedziałam w sali patrząc przed siebie. Obok mnie na krześle siedziała mama.
-Kiedy to się stało ? - zapytała o mój pierwszy raz.
-Pierwszy raz ? Miesiąc temu, ale to nie był jedyny. Mamo...
-Nie jestem na Ciebie zła. Jesteś już dorosła, a Justin to odpowiedzialny chłopak. Jest mi przykro, że straciłaś to dziecko. Powinnaś powiedzieć Justinowi.
-Na razie nie chcę go widzieć na oczy - odwróciłam głowę w stronę ściany - Dajcie mi spokój.
-Dobrze - mama wyszła z pokoju ciągnąc za sobą tatę.
Wszystko było do dupy.

Według Justina:
   Siedziałem na kanapie patrząc się bez życia w telewizor. Nie obchodziło mnie co w nim leciało. Minął kolejny dzień bez Ashley. Nie odzywała się. Miała wyłączony telefon. Nagle poczułem jak w mojej kieszeni rozbrzmiewa dzwonek. Na ekranie pojawił się numer Ashley. Odebrałem szybko.
-Ashley, czemu się nie odz...
-To nie Ashley - przerwała mi pani Crow. Jej głos był smutny, zmęczony, słaby.
-Coś się stało ? - zaniepokoiłem się. Mama Ashley raczej nie dzwoniła z jej telefonu.
-Ashley, ona... Jest w szpitalu - na te słowa moje nogi się ugięły.
-Ale jak to ?! Co się stało, proszę mi powiedzieć - zdenerwowałem się.
-Ona... Poroniła - poczułem się jakbym miał zemdleć - Pomyślałam, że powinieneś wiedzieć, że ona była w ciąży, bo wiadomo, że była z Tobą.
-M-mogę ją zobaczyć ? - wykrztusiłem ledwo z siebie pytanie.
-Tak - odparła pani Crow i podała mi adres.
   Wpadłem do szpitala jak najszybciej mogłem. Pobiegłem do sali, o której mówiła mi mama Ash. Zobaczyłem przed salą jej rodziców. Jej mama stała zapłakana, a ojciec w bezruchu. Gdy zobaczyli mnie ruszyli się z miejsca.
-Leży tam - pani Crow wskazała na łóżko Ash. Otworzyłem drzwi i usiadłem obok. Dziewczyna spała. Chwyciłem jej rękę i pocałowałem lekko. Dziewczyna przebudziła się pod moim dotykiem.
-Co ty tu robisz ? - odsunęła się i wyrwała swoją dłoń z mojej.
-Twoja mama do mnie zadzwoniła i powiedziała mi o wszystkim. Czemu mi nie powiedziałaś ?
-Sama nie wiedziałam Justin ! - krzyknęła - Gdybym wiedziała nie kłóciłabym się z Tobą i nic by się nie stało. Poza tym... Miałbyś NAS w dupie.
-Słucham ? Miałbym mieć swoją dziewczynę i dziecko w dupie ? Chyba oszalałaś. Kocham Ciebie i wszystko co z Tobą powiązane. Gdybyś je urodziła... zaopiekowałbym się Wami, Ashley...
-Nie wiem, Justin nie wiem. Nie wiem co by się działo gdybym wytrwała, teraz to już nieważne.
-Ważne, bo... Bo to było nasze dziecko i to byliśmy MY... - spojrzałem na nią ze smutkiem, złapałem jej rękę, ale tym razem się nie wyrwała. Pozwoliła mi się dotknąć, ale cały czas była sztywna.

Według Ashley:
   Minął tydzień odkąd wróciłam do domu. Codziennie spacer, obiad z rodzicami, siedzenie samej w domu. To było męczące, ale miałam odpoczywać. Codziennie płakałam myśląc o tym co by było gdybym urodziła to dziecko. Jakby zareagował Justin.
   Któregoś dnia gdy siedziałam w domu przed telewizorem ktoś zadzwonił do drzwi. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Stał przed nimi Justin. Jedną ręką opierał się o ramę i miał na niej położoną głowę. Widząc go na moich ustach pojawił się lekki uśmiech. Nie mogłam go powstrzymać. Tyle go nie widziałam. Tyle dni przeżytych bez niego, wtedy kiedy go potrzebowałam, odtrącałam go.
-Ashley - wychrypiał, ale ja mu przerwałam rzucając się na niego i całując mocno w usta. Tak za nim tęskniłam, że nie mogłam się powstrzymać.
-Tęskniłam za Tobą - odetchnęłam łapiąc jego twarz w dłonie. Zobaczyłam na jego ustach uśmiech.
-Ja za Tobą też - przytulił mnie mocno - Tak bardzo tęskniłem, że nie mogłem wytrzymać, musiałem tu przyjść. Kocham Cię.
-Wiem Justin, ja Ciebie też - przytuliłam się do niego - Przepraszam, że to się stało.
-To nie Twoja wina - pogładził mnie po głowie - To moja wina, ja Cię zdenerwowałem.
-Nie Justin, nie możesz się obwiniać - spojrzałam na niego smutno.
   Siedzieliśmy razem na hamaku w ogrodzie. Wtuliłam się w niego. Tak brakowało mi tego. Chciałam być z nim zawsze. Nie chciałam, żeby wracał, chciałam być z nim 24/7 i nie opuszczać.
Tak mocno go kochałam...

_________________________________________________________________________________
No, tego. Mamy już Justina :)
Justin - @Biebeer_PL
Ashley - @AshCrowTY
Mam nadzieję, że dacie follow i będziecie czytać rozmowy. Ash ma także aska --> http://ask.fm/AshleyCrowTY

Postaram się niedługo dodać jeszcze rozdział :)
@fuckingch4nel

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział Szesnasty

Według Ashley:
   Obudziłam się wcześnie rano. Justin jeszcze spał. Pogładziłam lekko jego policzek i wstałam z łóżka. Wyjęłam z szafki czyste szorty i bluzkę na ramiączka po czym poszłam do łazienki. Zsunęłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. Nagle drzwi otworzył Justin.
-Kurde, Justin ! Pukaj ja tu się próbuję umyć - wrzasnęłam.
-No właśnie zastanawiam się czemu beze mnie - spojrzał na mnie skrzywiony.
-Głupek - zaśmiałam się - A teraz wyjdź.
-No okeeej, Twoja strata - wycofał się, a ja mu pokazałam język. Umyłam się szybko i wyszłam spod prysznica. Osuszyłam skórę i wsunęłam na siebie ubrania. Wyszłam z łazienki i zastałam śpiącego Justina. Wstał i znowu się położył. Nie wierzę. Rzuciłam się na niego ze śmiechem.
-Żeby we własnym domu nie można było się wyspać - mruknął.
-Nie ma spania, wstawaj - zaśmiałam się całując jego szyję.
-Mmm, teraz to już chyba nie wstanę - rozpłynął się. -Skarbie, nie ma spania - wstałam i poszłam do łazienki, żeby ogarnąć jeszcze twarz. Po chwili do łazienki wszedł też Justin - Ooo, proszę książe wstał - zaśmiałam się. Justin chwycił za szczoteczkę do zębów i włożył ją do buzi. Ja chwyciłam za eyeliner i zaczęłam malować kreski.
-Kurwa, jak ty to robisz, że są takie równe - Justin spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Sztuka, kotku, sztuka - zaśmiałam się malując drugie oko.
-Mmm, lubię jak mówisz do mnie "kotku" - puścił mi oko. Skończył myć zęby i pocałował mnie w czoło - Trzeba jechać na jakieś zakupy.
-A no, lodówka pusta - skończyłam się malować.
-Ale nie tylko takie, trzeba pochodzić po sklepach - zdjął spodnie i wszedł pod prysznic.
-No okej.
-Wchodzisz ? - spojrzał na mnie.
-Kurwa Bieber, dopiero się umalowałam - pokręciłam głową.
-To się pomalujesz jeszcze raz - puścił mi znowu oko. Zdjęłam bluzkę i spodnie.
-No nie wiem - droczyłam się z nim.
-Ash - jęknął. Uśmiechnęłam się do niego po czym rozpięłam stanik i zdjęłam majtki. Otworzyłam drzwi prysznica. Weszłam pod niego, a Justin od razu mnie do siebie przycisnął.
-Kurwa Justin - zaśmiałam się. Justin przycisnął swoje usta do moich i złapał mnie za tyłek.
-Aaaaale ty jesteś seksowna - mruknął mi w ucho. Przygryzłam lekko wargę i spojrzałam mu w oczy. On był seksowny. Szczególnie z mokrymi włosami. Ale miałam farta. Nie dość, że kochany to jeszcze seksowny. Czym sobie zasłużyłam ?
   Wyszliśmy z domu na parking. Wsiadłam do samochodu i pojechaliśmy do sklepu.
-Co mamy dokładnie zamiar kupić ? - pogładziłam rękę Justina, którą miał na moim kolanie.
-Nie wiem, pojedziemy zobaczymy - patrzył na drogę. Spojrzałam na niego. Był taki idealny. Przejechałam oczami po jego żuchwach, brodzie, ustach, nosie, oczach. Pogładziłam delikatnie jego policzek.
-Właśnie się zastanawiałem czemu mi się tak przyglądasz - uśmiechnął się cały czas patrząc na drogę.
-Nic, tak sobie. Kocham Cię - patrzyłam cały czas na niego - A no i przystojny jesteś.
-A ty piękna - pogładził kciukiem moje kolano - I kocham Cię najbardziej na świecie.
- Ja Ciebie też - uśmiechnęłam się znowu i usiadłam prosto.
   Weszliśmy do galerii handlowej. Justin złapał mnie za rękę i powoli poszliśmy korytarzem. Nie zabrakło dziewczyn, które z piskiem rzuciły się w stronę Justina. Stanęłam z boku pozwalając im, żeby sobie zrobiły z nim zdjęcie.
-Hej Ashley, a mogłabym z Tobą też zdjęcie ? - spojrzała na mnie jedna.
-Ugh, jasne - uśmiechnęłam się i stanęłam obok niej. Dziewczyna objęła mnie w pasie i zrobiła zdjęcie. Potem podeszły inne dziewczyny i też poprosiły mnie o zdjęcie. Były też takie, które chciały ze mną i Justinem razem. Było mi tak miło.

Według Justina:
   Po ataku Belieberek poszliśmy z Ash w stronę jednego ze sklepów. Przymierzyliśmy i kupiliśmy kilka rzeczy po czym udaliśmy się w stronę kawiarni. Zamówiliśmy lody i usiedliśmy przy jednym ze stolików.
-Pamiętasz jak się poznaliśmy ? - nagle spojrzała na mnie.
-Jasne, jejku. Byłaś taka zapłakana z powodu braku biletu - zaśmiałem się.
-No, a potem poszliśmy do kawiarni, bo wszystkie restauracje nam się nie podobały i siedzieliśmy tam do zamknięcia - spojrzała na mnie wspominając nasze poznanie.
-Od tamtej pory jesteś tak samo piękna - złapałem jej rękę. Dziewczyna zarumieniła się.
-Nie jestem - spuściła po chwili głowę.
-Jesteś i zawsze będziesz - wstałem, wzięliśmy zakupy i poszliśmy na parking.
   Wróciliśmy do domu. Ashley była jakaś cicha, jakby jej nic nie obchodziło.
-Hej, skarbie co jest ? - spojrzałem na nią.
-Nic... - spuściła głowę. Złapałem ją za brodę i podniosłem lekko jej głowę.
-Powiedz mi - spojrzałem jej głęboko w oczy.
-Po prostu.. wcale nie jestem piękna. Zawsze miałam niską samoocenę, uważałam, że jestem okropna, beznadziejna - podwinęła rękaw i zobaczyłem jej pocięte nadgarstki - Ale nagle spotkałam Ciebie i poczułam się piękna, inna...
-Jezu, Ash, czemu wcześniej tego mi nie pokazałaś - chwyciłem jej ręce i lekko pocałowałem rany - Jesteś piękna, zawsze byłaś i będziesz - spojrzałem znowu na nią i pocałowałem ją w usta. Chwyciłem jej twarz w dłonie całując ją jeszcze namiętniej. Chwyciłem jedną ręką jej biodro, podwijając lekko bluzkę. Chwilę potem byliśmy już nadzy.
   Pogładziłem delikatnie policzek Ashley. Była taka słodka gdy spała. Taka spokojna. Objąłem ją ramieniem i przykryłem kołdrą. Chwilę potem zasnąłem.

_________________________________________________________________________________
Więc zaraz robię playera Ashley na tt. Chce ktoś być Justinem, Carmen lub kimś ?

@fuckingch4nle

czwartek, 30 maja 2013

Rozdział Piętnasty

Według Ashley:
   Justin zabrał mnie na spacer po mieście. Chodziliśmy chwilę po parku, a potem przenieśliśmy się na miasto. Weszliśmy do któregoś ze sklepów i od razu wpadł mi w oko jedna sukienka.
-Justin - pociągnęłam ją na rękę w stronę wieszaków - Mogę ją przymierzyć ?
-Mmm, jasne - podniósł jedną brew co dało mi znać, że sukienka mu się podoba. Szybko znalazłam swój rozmiar i ruszyłam w stronę przymierzalni.
-Poczekasz tu chwilkę ? - pokazałam Justinowi miejsce przed przymierzalnią. Chłopak pokiwał głową, a ja udałam się do pomieszczenia. Zsunęłam z siebie spodnie i usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi.
-No, no - Justin puścił do mnie oko.
-Justin - klepnęłam go ręką - Zamknij to, jeszcze się nie ubrałam.
-Nie musisz - uśmiechnął się zalotnie.
-Wchodzisz czy tak stoisz ? - spojrzałam na niego podirytowanym wzrokiem. Justin wszedł do przymierzalni i usiadł na ławeczce. Zdjęłam bluzkę i poczułam ręce Justina na sobie.
-Daj mi się ubrać - zdjęłam jego dłonie ze swoich bioder i wzięłam sukienkę. Wsunęłam ją na siebie, a Justin wstał.
-Wow, bosko - pocałował mnie w szyję stając za mną. Wyciągnął telefon i zrobił nam zdjęcie, a potem ustawił na tapetę.
-Mmm, jestem na tapecie Justina Biebera - zaśmiałam się.
-No nie gadaj - uśmiechnął się do mnie - Wyglądasz pięknie, kupujemy.
-Ale ona jest droga - wytrzeszczyłam na niego oczy.
-Jeden : nazywam się Justin Bieber, jestem jednym z najsławniejszych i najbogatszych nastolatków świata. Dwa : chyba od czasu do czasu mogę coś kupić swojej dziewczynie, co ?
-No w sumie - wzruszyłam ramionami i szybko się przebrałam.
   Wieczorem chcieliśmy wrócić do domu lecz zatrzymała nas grupka wysokich mężczyzn.
-Ooo, pan Bieber i jego dziewczyna no proszę - usłyszeliśmy, a z grupy wyłonił się Artom.
-Czemu ty kurwa zawsze jesteś tam gdzie my ? - Justin obronił mnie ręką patrząc na mężczyznę.
-Wiesz, mieliśmy się dogadać jakoś niedługo - spojrzał na Justina - Ale widzę, że nie umiesz dotrzymywać słowa - uderzył go w tors tak, że Justin się przewrócił. Podniósł go za koszulkę i przycisnął do muru. Uderzył go kilka razy tak, że Justin stracił przytomność.
-JUSTIN - podleciałam do niego.
-Dbaj o swojego chłopaczka, bo jeszcze życie straci - Artom spojrzał na mnie i odszedł. Zapłakana wyjęłam z kurtki Justina telefon i zadzwoniłam na pogotowie.
   Stałam przed salą zapłakana i patrzyłam na nieprzytomnego Justina. Nagle z sali wyszła lekarka.
-Co z nim, pani doktor, proszę niech pani mi coś powie - z moich oczu nadal ciekły łzy.
-Na razie pan Bieber jest w śpiączce, ale niedługo powinien się obudzić. Doznał pęknięcia żebra i ma potłuczone inne kości, ale będzie dobrze, proszę nie płakać - uśmiechnęła się do mnie i pokazała, że mogę wejść się z nim zobaczyć. Weszłam na salę i niepewnie podeszłam do łóżka Justina. Złapałam jego rękę i położyłam głowę na kołdrze. Poczułam, że ścisnął moją dłoń. Uśmiechnęłam się lekko, bo wiedziałam, że mnie czuje.

                                                                *cztery dni później*
   Przyszłam rano do szpitala, żeby posiedzieć przy Justinie. Podeszłam do recepcji, zarejestrowałam się i ruszyłam w stronę sali. Zastałam puste łóżko.
-Pacjent przeniesiony do sali 102 - przeczytałam pod nosem kartkę na łóżku. Udałam się korytarzem w stronę sal. Weszłam do sali z numerem 103 i zobaczyłam Justina. Obudził się !
-Justin - podbiegłam do niego i przytuliłam jak najmocniej umiałam - Boże, obudziłeś się.
-Tak, jezu Ash - przytulił mnie mocno.
-Tęskniłam za Twoim głosem, za Tobą - poczułam gulę w gardle. Odsunęłam się od niego i złapałem jego twarz w dłonie - Kocham Cię.
-Ja Ciebie też - uśmiechnął się - Za dwa dni wyjdę ze szpitala i będzie wszystko dobrze, obiecuję.
-Wiem - odwzajemniłam uśmiech.
   -Dziękuję - uśmiechnęłam się do sprzedawczyni ze szpitalnego barku. Odeszłam z dwoma kanapkami od baru i udałam się w stronę sali. Usłyszałam z niej szybkie polecenia lekarza i otworzyłam drzwi. Zobaczyłam jak Justin leży nieprzytomny na łóżku, a lekarze próbują go ratować. Przez chwilę stałam oszołomiona, z rąk wypadł mi telefon i kanapki. Jedna z pielęgniarek zaprowadziła mnie za szybę, żebym tam nie stała. Gdy zorientowałam się co się dzieje zaczęłam krzyczeć i płakać.
-Justin ! Justin ! Nie zostawiaj mnie, proszę, nie rób tego - próbowałam podbiec do łóżka, ale pielęgniarka za wszelką cenę trzymała mnie za szybą. Osunęłam się po drzwiach czując jak się trzęsę. Usłyszałam jak próbują go ratować elektrodami. Słyszałam krzyki lekarzy. Słyszałam wszystko coraz ciszej. Uderzyłam głową o drzwi. Z moich oczu ciekły łzy.
-Udało nam się go uratować, ale jest w ciężkim stanie - podszedł do mnie lekarz. Pomógł mi wstać. Podeszłam powoli do łóżka Justina. Leżał nieruchomo, na jego twarzy nie było żadnego wyrazu. Złapałam jego rękę i lekko pocałowałam.
-Nie rób mi tego więcej - szepnęłam przez łzy. Usiadłam na krześle obok łóżka. Momentalnie zasnęłam...


   Wstałam rano, poszłam do łazienki, ubrałam się w czystą sukienkę i pojechałam do szpitala. Wsiadłam w metro. Wyjęłam telefon i wykręciłam numer Pattie.
-Halo ? - usłyszałam jej głos w telefonie.
-Dzień dobry Pattie. Ja już jadę - powiedziałam.
-Dobrze, Justin się wczoraj obudził - powiedziała pogodnym głosem.
-Na prawdę ? - ucieszyłam się.
-Tak, dam Ci go - usłyszałam jak przekazuje telefon Justinowi.
-Halo - wychrypiał. Jego głos był taki zmęczony, jakby wołał o pomoc.
-Justin ? - uśmiechnęłam się słysząc jego głos mimo iż był słaby.
-Ashley, to ty ? - od razu jego ton się zmienił - Kochanie, skarbie tak się za Tobą stęskniłem.
-Ja za Tobą też. Nawet nie wiesz jak mi było ciężko wracać do pustego domu.
-Wiem, Ashley, jezu tak tęsknię.
-Już jadę Justin. Zaraz będę.
-Kocham Cię - wychrypiał.
-Ja Ciebie też Justin...
   Wbiegłam szybko do szpitala. Cieszyłam się jak dziecko. Pobiegłam korytarzem do sali, w której leżał Justin. Otworzyłam bez zastanowienia drzwi i wbiegłam do sali rzucając się na siedzącego na łóżku Justina.
-Justin - pisnęłam przytulając go mocno. Justin pogładził moją głowę całując mnie w szyję.
-Tak tęskniłem - oplótł swoje ręce w okół mojej talii - Dwa dni jak nieskończoność.
-Justin, dla mnie to były dwa tygodnie bez Ciebie - spojrzałam na niego przypominając sobie dwa tygodnie, które były dla mnie niczym męka. Dwa tygodnie bez jego głosu, bez jego pocałunków.
-Wiem kochanie, przepraszam - spojrzał w moje oczy ze smutkiem.
-To nie jest Twoja wina Justin - pogładziłam jego policzek - Ale nie ważne. Ważne, że żyjesz, że się obudziłeś. Ważne jest to - uśmiechnęłam się i spojrzałam na Pattie - Dzień dobry Pattie, przepraszam, że tak wbiegłam bez przywitania się.
-Przecież Cię rozumiem - uśmiechnęła się do mnie i przytuliła.
-Dziękuję - odwzajemniłam uśmiech i wróciłam do Justina.
-Ja będę już jechać - pomachała nam Pattie wychodząc z sali.
-Pa mamo - krzyknął Justin.
-Do widzenia Pattie - pomachałam do niej i stanęłam przy łóżku Justina. Chłopak pociągnął mnie za rękę pokazując, żebym usiadła na łóżku. Położyłam mu głowę na tors i mocno się do niego przytuliłam.
-Kocham Cię - szepnął mi w ucho - Już niedługo będę w domu, niedługo będzie tak jak dawniej, obiecuję.
-Wiem Justin. Jak wrócisz wszystko będzie dobrze - pocałowałam jego brzuch.

Według Justina:
   Te trzy tygodnie były bardzo trudne. Nie tylko dla Ashley, dla mnie też. Leżysz dwa tygodnie bez świadomości po czym budzisz się wiedząc, że zraniłeś tym rodzinę oraz osobę, na której Ci bardzo zależy. To jest tak cholernie trudne. Dwa tygodnie bez świadomości. Zraniłem Ashley, mamę, fanów, ojca, Jazzy, Jaxona. I najgorsze jest to, że to rzeczywiście jest moja wina. Artom mnie pobił nie bez powodu. Jedyną dobrą rzeczą jest to, że nic nie zrobił Ash.
   W końcu mogłem wyjść ze szpitala. Postanowiłem nic nie mówić Ash i zrobić jej niespodziankę. Wykręciłem numer Scooter'a i przyłożyłem telefon do ucha.
-Halo ? - odezwał się.
-Hej Scoot, słuchaj podwiózłbyś mnie pod mój dom ? Chciałbym zrobić Ashley niespodziankę, bo dzisiaj wychodzę ze szpitala, a ona o tym nie wie.
-Jasne, zaraz będę.
   Podjechaliśmy pod dom. Spojrzałem w okno od kuchni. Stała tam Ashley sama. Robiła obiad.
-Idziesz ? - spojrzał na mnie Scooter.
-Tak - oblizałem usta i wyszedłem z auta. Wziąłem do ręki torbę i ruszyłem w stronę domu. Już miałem zadzwonić, ale otworzyłem po cichu drzwi i wsunąłem się do środka. Cicho postawiłem torbę na podłodze i poszedłem do kuchni. Podszedłem do Ashley, złapałem ją od tyłu za biodra i pocałowałem w szyję.
-Mmm, to dla mnie ? - powąchałem to co robiła.
-Justin - odwróciła się z piskiem i rzuciła się na mnie. Oplotła mi nogi w okół bioder i przycisnęła swoje usta do moich łapiąc mnie za poliki - Wróciłeś, wiedziałam, że wrócisz.
-Musiałem. Taka piękność w domu, musiałem wrócić - puściłem jej oko, stawiając ją na podłodze.
-Okej, to teraz siadaj do stołu i jedz - uśmiechnęła się uroczo.
Kochałem ten uśmiech, te oczy, te dłonie, nogi, brzuch.
Kochałem Ashley...

_________________________________________________________________________________
Aww słodkie zakończenie <3
Mam nadzieję, że opowiadanie się Wam nie nudzi :) Dziękuję za taką liczbę wyświetleń. Jeśli macie znajomych czy znajome Belieberki to proszę, żebyście im podawali link do opowiadania. To dla mnie bardzo ważne :(
Dziękuję <3
@fuckingch4nel

P.S: Ponieważ wyjeżdżam na weekend, dzisiaj dodam być może kolejny rozdział opowiadania :)

wtorek, 28 maja 2013

Rozdział Trzynasty

Według Ashley:
Tę część rozdziału czytaj z muzyką http://www.youtube.com/watch?v=eu-xFvLaE68
   Były już wakacje. W końcu. Całe dwa miesiące tylko dla mnie i dla Justina. Dom, obiady z Pattie, wieczory razem na tarasie, noce spędzone razem.
-Justin...
-Słucham skarbie - klikał w klawiaturę w telefonie. Wyrwałam mu telefon i odłożyłam.
-Chciałabym z Tobą porozmawiać, możesz ?
-Tak, przepraszam. Co się dzieje ?
-Myślałeś kiedyś o przyszłości ? Znaczy, wiesz... Niedługo kończę osiemnaście lat i będę już pełnoletnia. Muszę zacząć myśleć o przyszłości, bo ona już niedługo. Czas szybko mija Justina, a ja...
-Hej, skarbie - dotknął mojego polika - Jesteś moim światem, życiem, a przyszłość to jesteś ty. TY jesteś moją przyszłością. Wiesz co widzę ? Widzę nas, nasze dzieci, dom, ogród. Nas kładących się codziennie wieczorem razem, nas przytulających dzieci do snu, Ciebie czekającą na mnie z dziećmi po skończonym koncercie. Widzę Ciebie... widzę NAS.
-Nas ? Dzieci ?
-Nie chciałabyś mieć dzieci ? Ze mną ? Ja wiesz... nie nalegam, ale tak widzę przyszłość.
-Justin - rzuciłam mu się na szyję - Właśnie to chciałam usłyszeć ! Kocham Cię, tak strasznie mocno - łzy poleciały z moich oczu.
-Też Cię kocham, to jest mój dowód miłości. To wszystko co będzie. Przyszłość będzie dowodem miłości Ashley. Przyszłość - przytulił mnie mocno i przejechał ręką po moich włosach.
-Kocham Cię, kocham, kocham, kocham, kocham - powtarzałam - Kocham najmocniej na świecie, najmocniej jak mogę - wtulałam się mocno w jego pierś nie chcąc puścić. Łzy lały mi się strumieniami. Wyobraziłam sobie nas siedzących w ogrodzie z dziećmi. Wszystko to co powiedział Justin.
-Nie płacz proszę - pocałował moje czoło.
-To łzy szczęścia Justin - przytuliłam go znowu mocno. Wytarłam oczy i zaczęłam się śmiać, byłam już chyba najszczęśliwszą osobą na świecie.
   Po południu zamówiliśmy pizzę. Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść.
-Wiesz... ja chciałbym nagrać nową płytę - spojrzał na mnie poważnie.
-Wtedy nie będzie Cię bardzo długo i często. Dodatkowo nowa trasa, Justin. Dopiero co była - wytrzeszczyłam na niego oczy.
-Wiem, ale... możesz chwilę chyba zostać sama ? Nie jesteś dzieckiem - spojrzał trochę poddenerwowany.
-Ale Justin ! Mam chorą nogę, poza tym. Zaczęło się układać. Nie możemy chwilę pobyć sami ?!
-Ashley ! Myślisz, że zostawię całą swoją karierę, moje fanki, fanów tylko dla jakiejś laski ?!
-Jakiejś laski ? - pokiwałam głową czując wielką gulę w gardle - Chyba odechciało mi się jeść.

Opowieść ogólna:
   Ashley wyszła z domu najszybciej jak się dało. Wzięła tylko telefon i parę drobnych do kieszeni. Justin siedział chwilę przy stole, w końcu wstał i złapał się za głowę.
-KURWA ! - opadł na kanapę. Uderzył pięścią w stół tak, że szyba od niego pękła.

Czytaj słuchając (więcej emocji): http://www.youtube.com/watch?v=BcyB6-4KcTo

Ashley maszerowała przed siebie nie zważając zbytnio gdzie idzie. Usiadła na chwilę na ławce czując jak z jej oczu płyną łzy. Czemu nazwał ją "jakąś laską" ? Dopiero mówił, że ją kocha. Mówił o wspólnym domu, dzieciach. Nagle zmienił zdanie ? To nie było do niego podobne. Wytarła łzy i spojrzała przed siebie. Ujrzała plażę. Wstała kierując się w jej stronę. Poczuła piasek pod stopami, nagle wodę. Wszystko było jej już obojętne. Zanurzyła się cała, czując tylko zimno wody.
   Justin siedział chwilę z głową w dłoniach. Zastanawiał się co zrobić. Chwycił telefon i wykręcił numer Ashley. Nie odebrała. Wstał czując, że coś się stało. Zawsze odbierała, albo odrzucała. Wstał łapiąc kurtkę i wybiegł z domu. Przebiegł wszystkie ulice, nie mógł jej znaleźć.
   Ashley wyszła spod wody. Było jej zimno. Wycofała się powoli z wody, szła tyłem, usiadła na piasku płacząc. Słyszała tylko szum morza, swój płacz. Patrzyła przed siebie. Widziała kompletną pustkę, już nic się dla niej nie liczyło. W głowie dudniły jej słowa Justina.
     "-Ashley ! Myślisz, że zostawię całą swoją karierę, moje fanki, fanów tylko dla jakiejś laski ?!"
   -Kurwa no, przecież nie mogła zajść daleko. Justin myśl - chodziło po całym miasteczku. Nagle przypomniał sobie jedno miejsce do którego chodził gdy był zdołowany.
-Plaża...
   Ashley siedziała na piasku cały czas płacząc. Nagle przed nią przeszła całująca się, śmiejąca się para. Dziewczyna przygryzła wargę, spuszczając głowę.
-Ashley - usłyszała za sobą znajomy głos. Odwróciła głowę i ujrzała Justina.
-Odejdź - wychrypiała wstając - Przecież jestem jakąś tam laską.
-Ashley ! Nie chciałem tego powiedzieć...
-Tak... Jak wielu rzeczy prawda ? Justin, ty zawsze "nie chcesz tego powiedzieć" ale mówisz i ranisz tym mnie, siebie, Pattie... Kogo jeszcze zranisz ?
-Nikogo, Ash... Kocham Cię - siłą wziął twarz Ashley w ręce - Kocham Cię, kocham - przytulił ją chociaż próbowała się wyrwać, ale on trzymał ją tak mocno, że nie pozwolił jej odejść.
-Justin - próbowała się nadal wyrwać. Justin przycisnął jej usta do swoich.
-Nie pozwolę Ci odejść... Nigdy. Nie jesteś jakąś tam laską. Jesteś moją laską, dziewczyną, księżniczką, skarbem. Kochanie - spojrzał jej w oczy.
-Ale... - cały czas płakała.
-Nie ma "ale" jesteś moja. Zawsze będziesz. Chcę mieć z Tobą dzieci, szczęśliwą rodzinę. Kocham Cię skarbie - spojrzał w jej opuchnięte oczy. Poczuł nagle jaka jest zimna, mokra.
-Ja... Justin - spuściła głowę.
-Chyba nie próbowałaś się...
-Tak.. po takich słowach już nic się dla mnie nie liczyło - spojrzała na morze - Nic, Justin, bo to ty byłeś dotychczas moim życiem, a ono w ten sposób jakby się skończyło.
-Nie, bo nie zostawiłem Cię i nigdy tego nie zrobię rozumiesz ?
-Ja...
-Kocham Cię - przytulił ją mocno do siebie - Chodź, pewnie Ci zimno - zaprowadził ją do domu.

Według Justina:
   Pomyśleć, że w minutę prawie wszystko rozwaliłem... Jak mogłem tak powiedzieć ? Już na prawdę nie kontroluję tego co mówię. Muszę zacząć zważać na moje słowa, bo nie chcę stracić najważniejszej dla mnie osoby. Nie chcę stracić Ashley.
   Wieczorem obłożyłem ją kocem i zrobiłem ciepłej herbaty z cytryną.
-Napij się tego - podałem jej kubek. Usiadłem obok i odgarnąłem jej włosy z twarzy.
Spojrzałem na nią. Była piękna. Nie mogłem jej tak skrzywdzić. Nie kogoś takiego jak ona.
-Dziękuję - spojrzała w okno.
-Ej, ej - odwróciłem jej twarz w moją stronę - Będzie dobrze, kochanie - przystawiłem jej wargi do moich.
-Wiem, przepraszam, że wyszłam bez słowa, ale to było dla mnie za dużo.
-Rozumiem i... Obiecuję, że będę kontrolował swoje słowa.
-Wierzę Ci. Ufam Ci Justin - spojrzała na mnie uśmiechając się.
-Cieszę się, że mi ufasz i że znów widzę uśmiech na Twej wspaniałej twarzy - pogładziłem jej policzek.
-Kocham Cię - pocałowała mnie w usta i wstała - Idę się położyć... Jestem strasznie zmęczona.
-Idę z Tobą - złapałem ją za rękę i weszliśmy po schodach na górę.

Według Ashley:
   Rano obudził mnie delikatny pocałunek złożony na moich ustach. Uśmiechnęłam się zadowolona pobudką. Otworzyłam oczy.
-Wszystkiego najlepszego moja królewno - Justin uśmiechnął się do mnie leżąc po mojej prawej stronie.
-Pamiętałeś ? - uśmiechnęłam się wstając z łóżka.
-Jak mógłbym zapomnieć ? - wręczył mi paczuszkę z prezentem.
-Justin, nie musiałeś... - spojrzałam na niego zaskoczona. Wzięłam paczkę do ręki i wyjęłam... bieliznę.
-Jesteś głupi - wytrzeszczyłam oczy.
-Ej to tylko bonus, patrz dalej - zaśmiał się, a ja sięgnęłam na spód paczki. Wyjęłam z niej małe pudełeczko.
-Czekaj - chłopak chwycił je i otworzył. Moim oczom ukazał się wisiorek w kształcie serca z małym "J" na środku.
-Justin - poczułam w gardle wielką gulę. Nie mogłam się wysłowić, był piękny. Chłopak zawiesił mi go na szyi i pocałował lekko w usta, tak jak rano - Dziękuję - uśmiechnęłam się po czym wzięłam paczkę do ręki - Ale to... na to nie licz - włożyłam ją do szafki.
-Eh... Nudna jesteś - zaśmiał się.
-O słucham ? - uderzyłam go w tors.
   Tak cieszyłam się z wisiorka od Justina, że cały czas na niego patrzyłam.
-Widzę, że Ci się podoba - puścił mi oko.
-Bardzo, jest piękny - uśmiechnęłam się trzymając wisiorek w ręce.
-To się cieszę - podszedł do mnie i wyciągnął telefon - Trzeba to uwiecznić i pokazać Belieberkom co ?
-No chyba by wypadało - zaśmiałam się i ustawiłam się do zdjęcia. Justin pocałował mnie w czoło i kliknął w ekran.
-Piękne - spojrzał dumny z siebie Justin. Wstawił zdjęcie na Instagrama i po chwili z jego telefonu zaczęły wydobywać się dźwięki powiadomień. Spojrzałam na ekran, było tam nasze zdjęcie z opisem "Wszystkiego najlepszego moja królewno". Uśmiechnęłam się widząc opis.
-Masz życzenia od Belieberek - spojrzał na mnie i mnie pocałował.

                                                            *późnym wieczorem*
   Wróciliśmy z obiadu u Pattie późnym wieczorem, bo Justin postanowił się przejechać po mieście. Nie ominęliśmy paparazzich, ale nie jestem jakoś szczególnie zła.
   Przebrałam się w szorty i bluzę po czym rzuciłam się na kanapę obok Justina.
-Co oglądamy - Justin wziął pilota do ręki.
-Nie wiem, ale na pewno nie horror - zaśmiałam się przypominając sobie moje ostatnie starcie sam na sam z horrorem i szczerze mogę powiedzieć "nigdy więcej". Nie był to mój najlepszy wieczór. Justin włączył jakąś komedię, a ja stwierdziłam, że nie mam ochoty na oglądanie telewizji.
-Idę się umyć. Będę potem w sypialni, spać mi się chce - wstałam z kanapy i weszłam po schodach.
-Okej, przyjdę niedługo - krzyknął z dołu Justin, a ja usłyszałam jak przełącza na mecz.
   Weszłam pod prysznic rozkoszując się każdą kroplą spływającą na moje ciało. Umyłam się dokładnie i wyszłam spod prysznica. Weszłam owinięta ręcznikiem do sypialni i spojrzałam na szafkę. W sumie były moje urodziny. Nie jestem pępkiem świata, Justin też musi korzystać. Wyjęłam paczkę, którą od niego dostałam i wsunęłam na czystą, pachnącą skórę. Biała koronka zwisająca ze stanika opadła mi na brzuch. Zeszłam powoli i cicho po schodach. Stanęłam na dole chwilę nie pewnie, ale widząc Justina siedzącego przed telewizorem od razu nabrałam chęci odciągnięcia go od tej czynności. Podeszłam od tyłu kanapy kładąc Justinowi dłonie na ramionach. Pochyliłam się i pocałowałam delikatnie jego szyję.
-Ooo, jednak nie poszłaś spać - zaśmiał się. Obeszłam kanapę i usiadłam bokiem obok niego kręcąc kosmykiem włosów.
-Wiesz zawsze mogę, ale to Ciebie ominie kilka przyjemności - wzruszyłam ramionami, a chłopak na mnie spojrzał z wytrzeszczonymi oczami.
-Whoa, chyba sobie żartujesz - oblizał usta i złapał mnie za biodra przysuwając lekko do siebie. Pocałował mnie łapczywie i przejechał ręką po moich nogach.
-A ktoś powiedział, że o takie przyjemności mi chodzi - udawałam, że jestem poważna.
-Ja to wiem - zaczął całować moją szyję, a ja się poddałam. Lekko ssąc moją szyję złapał mnie za pośladki.
Moje urodziny były i zapowiadały się perfekcyjnie.

Według Justina:
   Kurwa jak ona bosko wyglądała w tym komplecie. Powiem, że byłem dumny z siebie, że kupiłem jej ten strój na urodziny.
   Przenieśliśmy się na górę do sypialni. Rzuciłem Ash na łóżko kładąc się na niej. Przejechałem językiem po jej szyi słysząc jak z jej ust wydobywa się cichy jęk. Przycisnąłem swoje usta do jej i namiętnie pocałowałem. Starałem się, aby ten pocałunek wyszedł najlepiej. Dziewczyna wyszukała ręką końca mojej bluzki po czym szybko ją zdjęła.
-Szybka jesteś - puściłem jej oko. Dziewczyna uśmiechnęła się seksownie po czym wyszukała klamry od mojego paska. Odpięła powoli i z łapczywym uśmiechem na twarzy zsunęła mi spodnie. W końcu przyszła kolej na mnie. Złapałem za zapięcie stanika i powoli go odpiąłem. Zsunąłem go z Ashley odkrywając jej biust. Przyłożyłem do jednej piersi usta i zacząłem lekko ją ssać.
-Justin - jęknęła dziewczyna, ciągnąc za końcówki moich włosów. Oderwałem się lekko od niej całując ją w usta. Zsunąłem z siebie jedną ręką bokserki, a drugą Ashley po czym powoli w nią wszedłem. Usłyszałem jak dziewczyna wstrzymuje oddech, a potem wypuszcza powietrze z płuc. Zacząłem poruszać biodrami coraz szybciej, aż poczułem, że Ash doszła.
-Czemu jesteś taki zabójczy ? - spojrzała na mnie.
-Czemu tak kusisz ? - pocałowałem ją w szyję po czym zacząłem ją lekko ssać. Dziewczyna odchyliła głowę   łapiąc mnie za włosy.
   Wstałem rano obudzony lekkim muskaniem mojej szyi. Otworzyłem oczy. Ujrzałem puste miejsce obok mnie, po czym odwróciłem głowę, żeby spojrzeć w górę i zobaczyłem Ash. Przygryzła lekko wargę po czym nachyliła się, żeby jeszcze raz pocałować moją szyję.
-Zaraz zrobię to co w nocy bez zastanowienia - przejechałem po jej plecach i pośladkach.
-Wiesz co ? - spojrzała na mnie z uśmiechem.
-Hmm ?
-Kocham Cię Justin

_________________________________________________________________________________
Awww <3
ehh ja na nagłówku cnie :o Ale zaraz zmieniam
@fuckingch4nel

poniedziałek, 27 maja 2013

Rozdział Trzynasty

Według Justina:
   Wstałem rano, widząc, że Ashley jeszcze śpi wybrałem się do bufetu. Zamówiłem dwie kanapki i dwa soki. Wróciłem pustym jeszcze korytarzem do sali. Ashley już nie spała.
-Myślałam, że pojechałeś do domu - bawiła się końcówkami włosów.
-Jakbym mógł - zaśmiałem się i podałem jej śniadanie.
-No, mógłbyś się przespać - westchnęła.
-Nie, jak nie ma Ciebie - puściłem jej oko.
-Justin - rzuciła we mnie papierkiem od kanapki - Nie jesteśmy tu sami !
-Oj tam - wzruszyłem ramionami i zabrałem się za jedzenie kanapki.
-Dzień dobry państwu - do sali wszedł lekarz - Czas na badania kontrolne, pani Crow. Widzę, że już lepiej.
-Tak, dziękuję - uśmiechnęła się uroczo - Jest świetnie, tylko... ten gips.
-Dwa miesiące i zdejmiemy. Na pana, panie Bieber czekają reporterzy przed szpitalem - wskazał ręką na drzwi. Kiwnąłem głową i udałem się w ich stronę.
-Idzie Bieber ! - zaczęli krzyczeć i rzucili się w moją stronę.
-Jeśli chcecie wiedzieć czemu tu jestem to bądźcie cicho, bo nie będę powtarzał milion razy - stanąłem na środku, tak, żeby mnie widzieli.
-Dobra do rzeczy Bieber !
-Ashley, tak jak pewnie wiecie moja dziewczyna, miała wczoraj wypadek. Doznała skomplikowanego złamania nogi. Wyjdzie z tego. Za dwa tygodnie wrócimy do domu, tyle w sprawie - odwróciłem się i wszedłem do szpitala.
   Siedziałem u Ash, byłem przy niej na badaniach, przynosiłem jej jedzenie, rzeczy z domu. Nie chciała widzieć rodziców. Po tym co jej mama powiedziała o nas, mnie, jej. Nie chciała wracać tam za dwa tygodnie. Napisała mamie, żeby nie przychodzili za często i że jak ją wypiszą ze szpitala to pojedzie do mnie.  Pani Crow nie była zachwycona, ale stwierdziła, że Ash ma już 17 lat i może podejmować takie decyzje.
-No, dzisiaj zakończenie roku szkolnego - spojrzałem na nią. Minął tydzień odkąd Ashley wylądowała w szpitalu. Nadszedł dzień zakończenia roku szkolnego, rozdawania świadectw.
-Wiem. Lekarz nie pozwolił mi wyjść, więc Carmen wpadnie tu po zakończeniu i da mi świadectwo - próbowała się uśmiechnąć, ale widziałem, że była już zmęczona tym wiecznym leżeniem.
-Jeszcze tydzień i wyjdziesz stąd. Pojedziemy do mnie. Będzie dobrze - w tym momencie do sali wszedł lekarz.
-Dzień dobry. Mam bardzo dobrą i zaskakującą wiadomość panno Crow - uśmiechnął się do Ash.
-Na prawdę ?!
-Tak. Pani kość zrasta się zaskakująco szybko, nie potrzebne będzie noszenie gipsu dwa miesiące. Zdejmiemy go pani za około miesiąc. Potem będzie musiała pani chodzić na męczące rehabilitacje i nosić stabilizator na nodze, a no i konieczne kule.
-To nic ! Jeju, będę mogła chodzić - cieszyła się jak dziecko. Lekarz wyszedł i zostawił nas samych.
-Cieszę się skarbie - przytuliłem ją mocno.

                                                                  *tydzień później*

   Nadszedł dzień kiedy Ash miała zostać wypisana. Cieszyła się jak dziecko z nowej zabawki. Byłem taki szczęśliwy widząc ją w tym stanie.
-Rodzice podjadą czy od razu jedziemy do mnie ? - zapytałem pakując jej rzeczy do walizki.
-Mieli podjechać, żeby dać mi rzeczy - mruknęła.
-Okej, kiedy będą ?
-Mówiłam, że wychodzę około 12. Powinni zaraz być - w tym momencie do sali weszła mama Ash.
-Dzień dobry - spojrzała na mnie.
-Dzień dobry, ja to wezmę - chwyciłem torbę, którą przywiozła. Przytuliła Ash i wszyscy wyszliśmy. Ashley jechała na wózku z miejscem na nogę. Musiała tak chodzić jeszcze nie cały miesiąc. Gdy wyszliśmy od razu zaatakował nas tłum reporterów. Szybko otworzyłem drzwi samochodu, pomogłem wsiąść Ash i wrzuciłem wózek i torby do bagażnika. Odpaliłem auto i ruszyłem. Reporterom nie udało się nas dogonić.

Według Ashley:
   Dobrze, że zdecydowałam się mieszkać u Justina. Nie chciałam przez dłuższy czas rozmawiać z rodzicami. Nie po tym, co powiedzieli.
-I jak się czujesz ? - zapytał czule gdy siedziałam na kanapie w domu. Pogładziłam jego policzek i pocałowałam szyję.
-Nie kuś kochanie... - zaśmiał się gładząc moje plecy.
-A może chcę ? - mruknęłam mu w ucho. Chłopak dotknął mnie lekko nosem w polik i pocałował mnie w usta. Odwzajemniłam jego pocałunek.
-Musimy poczekać jeszcze dwa tygodnie aż Ci ściągną gips - przejechał palcem po moich ustach.
-Ugh... za długo - skrzywiłam się - Jak ja wytrzymam z Tobą w ten sposób dwa tygodnie !
-Oj skarbie wytrzymamy - puścił mi oko łapiąc moje biodra - Chociaż w sumie nie wiem... Jesteś taka seksowna - przygryzł wargę.
-Cicho bądź - szturchnęłam go łokciem w bok.
-Oooo nie ! - krzyknął i przerzucił mnie przez ramię wnosząc po schodach.
-Justinie Bieberze ! Natychmiast mnie puść ! - śmiałam się klepiąc go po tyłku.
-Nie ma mowy - śmiał się kierując się w stronę sypialni. Rzucił mnie na łóżko i położył się na mnie. Próbowałam ze śmiechem się z pod niego wydostać, ale nie dał mi szansy. Po chwili spojrzał na mnie poważnie i pocałował namiętnie. Odchylił moje ręce do tyłu i zaczął całować moją szyję zdejmując mi bluzkę. Powtórzyłam jego ruch i po chwili Justin leżał na mnie bez koszulki. Przejechałam po jego torsie czując jego nierówny oddech na sobie. Po chwili zsunęłam z siebie spodnie, a Justin zrobił to samo.
-W dupie mam ten gips - przejechałam ręką po jego plecach - Nie wytrzymam już - dałam mu znak, żeby to zrobił. Chłopak zrozumiał i powoli we mnie wszedł.
-Justin - wbiłam mu palce w plecy i pocałowałam mocno.
-Kurwa Ash - wychrypiał mi w usta po czym przejechał językiem po mojej szyi. Było idealnie.

                                                              *dwa tygodnie później*
   Wstałam rano obudzona lekkimi pocałunkami składanymi na mojej szyi. Otworzyłam oczy i ujrzałam Justina uśmiechającego się w moją stronę.
-Dzień dobry skarbie - musnął seksownie moją szyję.
-Mmm, chcę więcej takich poranków - odwzajemniłam uśmiech podnosząc się z poduszki.
-Dzisiaj zdejmują Ci gips, musimy wstawać, żeby się nie spóźnić, bo już jesteśmy umówieni - również wstał i skierował się do półki z ubraniami. Wyciągnął czarny podkoszulek, spodnie w moro, bokserki i udał się do łazienki - Poczekasz chwilę ?
-Hmm, no nie wiem - spróbowałam wstać i lekko utykając podeszłam do niego.
-Kocham Cię - podniosłam głowę patrząc na niego.
-Ja Ciebie też - dotknął mojego nosa i poszedł do łazienki. Usiadłam na łóżku myśląc o tym jak bardzo go kocham. Czego mogłam chcieć więcej niż bycia z nim ? Przez te dwa tygodnie przebywaliśmy ze sobą 24/7. Budziłam się obok niego, zasypiałam obok niego.
-No to teraz ty leć się myć i jedziemy - wyszedł z łazienki przepasany ręcznikiem.
-Okeeeej - chwyciłam z szafki sukienkę i ruszyłam do łazienki.
   Przyjechaliśmy do szpitala około jedenastej. Poczekaliśmy chwilę na korytarzu gdy zza drzwi wyłoniła się pielęgniarka.
-Panna Crow do zdjęcia gipsu - uśmiechnęła się gdy wyczytała z karteczki.
-Mam pójść z Tobą - Justin spojrzał na mnie gdy wstałam i chwyciłam za kule.
-Okej - uśmiechnęłam się i poszliśmy do gabinetu.
-Dzień dobry panno Crow - uśmiechnął się lekarz - Jak się pani czuje ?
-Dobrze, szczególnie na myśl, że koniec z gipsem - uśmiechnęłam się miło i spojrzałam na Justina.
   -Jeju, nie mogę uwierzyć, że nie mam już tego cholerstwa na nodze - uśmiechałam się patrząc na nogę i stabilizator.
-Cieszę się, że ty się cieszysz - złapał mnie za bok i wyszliśmy ze szpitala. Zaatakował nas tłum paparazzich. Wsiedliśmy do samochodu i szybko pojechaliśmy do domu.
-Mmm teraz możemy spokojnie iść do sypialni - zaśmiał się gdy weszliśmy do domu i zaczął całować moją szyję.

_________________________________________________________________________________
No ten tego... fajnie :3 Sorki, że tak długo, ale nie było mnie w domu.
@fuckingch4nel

wtorek, 21 maja 2013

Rozdział Dwunasty

Według Ashley:
   Obudziłam się cała obolała w dolnej części ciała. Syknęłam czując potworny ból. Spojrzałam na miejsce, w którym powinien leżeć Justin, ale go tam nie było. Usłyszałam wodę lecącą z prysznica i stwierdziłam, że Justin tam jestd. Po chwili wszedł do pokoju, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Widzę, że wstała moja królewna - pocałował mnie w czoło.
-Tak - uśmiechnęłam się.
-Jak się spało - otworzył szufladę, żeby wyjąć czystą koszulkę. Wstałam łapiąc za mój t-shirt, który leżał na łóżku. Wsunęłam go na siebie i podeszłam do Justina łapiąc go od tyłu.
-Cudownie kochanie - pocałowałam jego nagie plecy. Odwrócił się do mnie całując moją szyję.
-Dziękuję Ci za.... tę noc - szepnął - Było cudownie - przytulił mnie mocno. Przejechałam dłońmi po jego torsie rozkoszując się jego gładką skórą.
-Kochanie, nie kuś, bo rzucę się znowu na Ciebie, a wtedy już się tak łatwo nie uwolnisz - zaśmiał się. Oderwałam się od niego, żeby pójść na dół wziąć rzeczy z walizki. Ruszyłam w stronę drzwi, ale pól przeszył całą dolną część mojego ciała.
-Ej, widzę, że Cię boli. Przejdzie, ale na razie się nie ruszaj. Przyniosę Ci walizkę - powiedział Justin obejmując mnie i kładąc na łóżku. Zszedł na dół i po chwili znowu znalazł się w pokoju.
-Proszę - uśmiechnął się - Idź się umyć, dzisiaj się trochę polenimy - zaśmiał się. Uśmiechnęłam się ponownie i wstałam kierując się do walizki. Wyjęłam wczorajsze szorty i bluzkę na ramiączka. Ledwo poszłam do łazienki i weszłam pod prysznic. Ciepła woda okryła moje ciało pozbywając mnie bólu. Natychmiast przypomniałam sobie wydarzenia ostatniej nocy. To uczucie. I pomyśleć, że swój pierwszy raz przeżyłam z Justinem Bieberem... Chłopakiem, którego kocham i z którym chciałabym spędzić resztę życia.
   Zeszłam na dół do kuchni i zobaczyłam Justina stojącego przy patelni.
-Głodna ? - zapytał nie odrywając wzroku od patelni.
-Baaardzo ! - rzuciłam się w jego stronę. Chłopak zajęty był smażeniem, więc ja wzięłam pilot i włączyłam telewizor. "Justin Bieber, młody wokalista wczoraj postanowił porozmawiać ze swoimi fankami na Video Chacie. Pod czas rozmowy przyznał się do związku z dziewczyną, z którą ostatnio widzieli go reporterzy." usłyszałam w telewizorze.
-No to już wszystko wiedzą - usiadłam na kanapie i wpatrywałam się w urywek naszej rozmowy z Belieberkami. Justin podszedł z talerzami i usiadł koło mnie podając mi jeden.
-No i dobrze... - wziął pierwszy kęs jajka do ust - Niech wiedzą, że mam najseksowniejszą dziewczynę na świecie i niech mi zazdroszczą - uśmiechnął się. Szturchnęłam go łokciem w bok.
-Cicho bądź - krzyknęłam. Przełączyłam na następny program. Chwilę obejrzeliśmy jakiś program rozrywkowy, a potem Justin wstał.
-Co prawda mamy dzień lenia dzisiaj, ale chyba nie będziemy cały czas siedzieć na kanapie - spojrzał na mnie z góry - Idziemy popływać ? - zastanowiłam się chwilę nad bolącymi mnie nogami i krokiem, ale wstałam. Justin podał mi rękę, żeby pomóc mi iść i skierowaliśmy się w stronę basenu. Usiadłam mocząc nogi, a Justin natychmiast zanurzył się cały w wodzie. Za chwilę wynurzył się przejeżdżając ręką po włosach. Był taki.... przystojny. Miałam takie szczęście. Przystojny, kochany chłopak. Chyba nie mogło być lepiej.
-Było by milej gdybyś była obok mnie - puścił mi oko. Złapałam za koniec kafelek i powoli weszłam do basenu. Podpłynęłam do chłopaka obejmując go w okół szyi. Justin pocałował mnie w szyję uśmiechając się przy tym.
-Tak może być - na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. Chłopak potwierdził głową i wziął mnie na barana. Popłynął ze mną na plecach śmiejąc się.
  Po południu weszłam do domu zmęczona pływaniem. Rzuciłam się na kanapę i poczułam, że dzwoni mój telefon.
-To mama - spojrzałam na Justina przygryzając wargę.
-Odbierz - pokazał na telefon - Będę cicho - zaśmiał się kładąc palec na usta. Przesunęłam pasek, żeby odebrać telefon.
-Halo ? Dzień dobry mamo - powiedziałam pogodnym głosem.
-Dzień dobry - odpowiedziała dość zirytowanym głosem - Jak chcesz mi wytłumaczyć poranne wiadomości?
-Niezbyt rozumiem - zmarszczyłam brwi, chociaż dobrze wiedziałam o co chodzi.
-Justin Bieber przedstawił swoją dziewczynę. Jakby Ci to powiedzieć. To.... ty - zdenerwowała się mama - Mam rozumieć, że teraz jesteś u niego ? Co może poszłaś z nim od razu do łóżka ?
-Mamo, to nie tak ! Nie mów tak o mnie ! - krzyknęłam wstając. Zignorowałam Justina, który próbował dowiedzieć się czegokolwiek.
-Jak mam nie mówić ? Tak, że oszukałaś mnie ? To jest tylko prawda ! - krzyknęła przez telefon - Natychmiast proszę wracać do domu.
-Ale, mamo... Proszę Cię - jęknęłam i czułam jak moje oczy wypełniają się łzami.
-Nie ma "ale" jak za około godzinę nie zobaczę Cię w domu już nigdy więcej nie zobaczysz tego chłopaka. Do widzenia - odłożyła słuchawkę. Po moim poliku spłynęła ciepła łza. Stałam ściskając telefon, poczułam jak Justin odwraca mnie w swoją stronę.
-Co się stało ? - zapytał troskliwie, lecz widząc moje łzy wszystkiego się domyślił - Wie o nas ? Kochanie, prędzej czy później by się dowiedziała - wytarł moje łzy i podał mi swoją bluzę - Masz załóż, odwiozę Cię do domu - założyłam bluzę, a chłopak wziął kluczyki do samochodu.

Według Justina:
   Głupi wyszło z mamą Ashley. Nie chciałem, żeby dowiedziała się w ten sposób.
   Wsiadłem do samochodu i odpaliłem silnik. Jechaliśmy w ciszy.
-Powinniśmy jej powiedzieć od razu - odezwałem się patrząc na Ash kątem oka.
-Nie... nie znasz mojej mamy - zaprzeczyła smutno - Nie pozwoliłaby mi się spotykać z.... Tobą.
-Myślę, że gdybyś z nią porozmawiała.....
-Nie ! - przerwała mi zła - Znam własną matkę ! W życiu by się nie zgodziła.
-Rozmowa zawsze daje więcej ! - byłem już zły - Cholera Ash ! Czy zawsze patrzysz na wszystko pesymistycznie ? Musisz widzieć też zalety.
-Nie wiesz jak jest. Nie znasz jej - powiedziała widocznie przestraszona moim tonem. W tym samym czasie zdążyliśmy dojechać.
-Jesteś inna. Wiem o tym - spojrzałem jej w oczy.
-Kurwa, Justin nie znasz mnie aż tak ! - wrzasnęła.
-Nie przeklinaj. Nie przy mnie.
-Będę robić co chcę ! To moje życie !
-Ale także moje Ashley ! - czułem jak wszystko w środku się we mnie kurczy - Jesteś także cząstką mnie ! Nie pozwolę Ci tak robić !
-Będę robić co chcę rozumiesz ? W dupie mam Ciebie i Twoje pieprzone życie - byłem w szoku słysząc te słowa. Dziewczyna chwilę patrzyła mi w oczy, lecz w końcu wyszła z samochodu.
   Zawaliłem. I tyle. Mogłem nawet nie zaczynać tej rozmowy tylko spokojnie zawieść ją do domu. Brawo Justin, właśnie znowu pokłóciłeś się z dziewczyną. Gdy zaparkowałem samochód przed domem pierwsze co zrobiłem to złapałem telefon do ręki.
-Halo ? - usłyszałem zapłakany głos Ashley.
-Przepraszam, nie powinienem zaczynać tej rozmowy - mruknąłem.
-Zostaw mnie...
-Kochanie, proszę. Nie rozłączaj się. Ja... przepraszam, wiesz, że nie chciałem.
-Wiem, Justin. Wiem, to ja przepraszam.
-Co z rodzicami ? Jak zareagowali ?
-Ni jak. Mam zakaz wychodzenia i tyle. Nawet nie możemy się spotkać, bo i tak wszystko będzie w mediach.
-Wiem... Co robisz ? - otworzyłem drzwi do domu.
-Siedzę na parapecie.
-Tylko mi uważaj, żeby nie spaść.
-Wiem, wiem - zaśmiała się, ale w tym samym momencie do pokoju weszła jej mama - O mój boże
-Ashley ? Ashley ? - nie usłyszałem nic po drugiej stronie. Przeczuwałem najgorsze.
   Podjechałem pod dom Ashley najszybciej jak się dało. Zobaczyłem pogotowie i zapłakaną mamę Ash.
-Dzień dobry, ja jestem Justin... Jestem chłopakiem Ashley - przedstawiłem się na szybko i spojrzałem do karetki - Co się z nią stało ?
-Przestraszyła się i wypadła przez okno - powiedział jeden z ratowników.
-Dajcie mi ją zobaczyć ! - próbowałem przedrzeć się przez ratowników.
-Panie Bieber, może pan co najmniej jechać za nami samochodem, ale teraz nie może pan tam wejść.
   Dojechałem za karetką do pobliskiego szpitala. Pobiegłem za ratownikami wiozącymi Ashley na noszach.
-Ashley, Boże... - czułem jak wszystko się we mnie rozdziera widząc dziewczynę z całą podrapaną twarzą. Lekarze zawieźli ją na salę operacyjną nawet nie informując mnie o tym. Miałem gdzieś, że nie mogłem tam wejść. Musiałem ją zobaczyć.
-Pan nie może tutaj wejść - zatrzymała mnie pielęgniarka - Teraz będzie przeprowadzana trudna operacja, musi pan tu zaczekać panie Bieber.
-A może chociaż pani powie mi co jej jest ? Proszę.
-Pacjentka wypadła przez okno doznając skomplikowanego złamania prawej nogi, poobijała sobie także twarz i kręgosłup - spojrzała na mnie ze smutkiem. Usiadłem na krześle obok sali chowając twarz w dłoniach. Po chwili do szpitala dotarli także reporterzy.
-Justin ! Co się stało ! Czemu jesteś w szpitalu ? - zapytał jeden z nich.
-Co kurwa nie widać ? - byłem wściekły, tylko ich tu brakowało - Jestem tu ja, rodzice i brat mojej dziewczyny. Jak myślicie ? Co mogło się stać ? Myślenie boli ?
-Ashley miała wypadek ? To ona jest na sali operacyjnej ? - dopytywali się.
-Nie, lampka tak sobie świeci, ja tak sobie tu siedzę i ogólnie myślcie co ? Przepraszam - zwróciłem się do ochrony - Czy jest szansa, żeby te dupki stąd wyszły ?
-Mów o sobie - powiedział jeden z nich, ale ochrona już się nimi zajęła. Na korytarzu nastała cisza. Przed szpitalem cały czas zbierali się reporterzy, ale nie byli wpuszczani do środka. Siedziałem przy sali czując jakby czas się wydłużał. W końcu zasnąłem.
   Kilka godzin później obudził mnie dźwięk otwierających się drzwi sali. Automatycznie wstałem i uspokoiłem się widząc śpiącą Ashley, już czystą, jakby z mniejszymi ranami na twarzy. Poszedłem za lekarzami wiozącymi Ash na salę. Gdy postawili łóżko w wolnej sali jeden z lekarzy wyszedł.
-Panie doktorze. Co z nią - zatrzymałem go.
-Jej stan jest stabilny. Przeszła skomplikowaną operację nogi, ale będzie wszystko dobrze. Teraz potrzebuje Waszego wsparcia - położył mi dłoń na barku i odszedł. Spojrzałem przez szybę, zobaczyłem mamę Ash siedzącą przy niej i stojącego za nimi ojca i brata.
-Nie byłam za waszym związkiem - powiedziała pani Crow wychodząc z sali - Ale, dziękuję, że tu jesteś.
-Zostanę całą noc - spojrzałem na nią i skierowałem się do sali - Niech państwo odpoczną, ja przy niej będę siedział, tyle ile będzie chciała.

Według Ashley:
   Obudziłam się w szpitalu. Nie mogłam ruszyć nogi. Poczułam twardy gips. Zaraz przypomniałam sobie całe wydarzenia. Obejrzałam się po sali i poczułam, że coś przygniata mi rękę. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Justina śpiącego, wtulonego w moją rękę i materac. Poczułam wielką gulę w gardle. Chwyciłam ręką jego twarz i pogładziłam jego policzek. W tym momencie się obudził.
-O mój Boże Ashley - wstał - Ashley, żyjesz, jesteś, Boże - chwycił moją twarz w dłonie i pocałował mocno.
-Justin, żyję, jeju... Nie martw się tak, mam tylko... złamaną nogę - zaśmiałam się.
-Kocham Cię, rozumiesz ? Nigdy więcej mi tego nie rób....

_________________________________________________________________________________

No... Więc tego... Ashley wyzdrowieje nie XD
Przekonajcie moją mamę, żeby mi kupiła biografie Jusa.

@fuckingch4nel