Rozdział Piętnasty
Według Ashley:
Justin zabrał mnie na spacer po mieście. Chodziliśmy chwilę po parku, a potem przenieśliśmy się na miasto. Weszliśmy do któregoś ze sklepów i od razu wpadł mi w oko jedna sukienka.
-Justin - pociągnęłam ją na rękę w stronę wieszaków - Mogę ją przymierzyć ?
-Mmm, jasne - podniósł jedną brew co dało mi znać, że sukienka mu się podoba. Szybko znalazłam swój rozmiar i ruszyłam w stronę przymierzalni.
-Poczekasz tu chwilkę ? - pokazałam Justinowi miejsce przed przymierzalnią. Chłopak pokiwał głową, a ja udałam się do pomieszczenia. Zsunęłam z siebie spodnie i usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi.
-No, no - Justin puścił do mnie oko.
-Justin - klepnęłam go ręką - Zamknij to, jeszcze się nie ubrałam.
-Nie musisz - uśmiechnął się zalotnie.
-Wchodzisz czy tak stoisz ? - spojrzałam na niego podirytowanym wzrokiem. Justin wszedł do przymierzalni i usiadł na ławeczce. Zdjęłam bluzkę i poczułam ręce Justina na sobie.
-Daj mi się ubrać - zdjęłam jego dłonie ze swoich bioder i wzięłam sukienkę. Wsunęłam ją na siebie, a Justin wstał.
-Wow, bosko - pocałował mnie w szyję stając za mną. Wyciągnął telefon i zrobił nam zdjęcie, a potem ustawił na tapetę.
-Mmm, jestem na tapecie Justina Biebera - zaśmiałam się.
-No nie gadaj - uśmiechnął się do mnie - Wyglądasz pięknie, kupujemy.
-Ale ona jest droga - wytrzeszczyłam na niego oczy.
-Jeden : nazywam się Justin Bieber, jestem jednym z najsławniejszych i najbogatszych nastolatków świata. Dwa : chyba od czasu do czasu mogę coś kupić swojej dziewczynie, co ?
-No w sumie - wzruszyłam ramionami i szybko się przebrałam.
Wieczorem chcieliśmy wrócić do domu lecz zatrzymała nas grupka wysokich mężczyzn.
-Ooo, pan Bieber i jego dziewczyna no proszę - usłyszeliśmy, a z grupy wyłonił się Artom.
-Czemu ty kurwa zawsze jesteś tam gdzie my ? - Justin obronił mnie ręką patrząc na mężczyznę.
-Wiesz, mieliśmy się dogadać jakoś niedługo - spojrzał na Justina - Ale widzę, że nie umiesz dotrzymywać słowa - uderzył go w tors tak, że Justin się przewrócił. Podniósł go za koszulkę i przycisnął do muru. Uderzył go kilka razy tak, że Justin stracił przytomność.
-JUSTIN - podleciałam do niego.
-Dbaj o swojego chłopaczka, bo jeszcze życie straci - Artom spojrzał na mnie i odszedł. Zapłakana wyjęłam z kurtki Justina telefon i zadzwoniłam na pogotowie.
Stałam przed salą zapłakana i patrzyłam na nieprzytomnego Justina. Nagle z sali wyszła lekarka.
-Co z nim, pani doktor, proszę niech pani mi coś powie - z moich oczu nadal ciekły łzy.
-Na razie pan Bieber jest w śpiączce, ale niedługo powinien się obudzić. Doznał pęknięcia żebra i ma potłuczone inne kości, ale będzie dobrze, proszę nie płakać - uśmiechnęła się do mnie i pokazała, że mogę wejść się z nim zobaczyć. Weszłam na salę i niepewnie podeszłam do łóżka Justina. Złapałam jego rękę i położyłam głowę na kołdrze. Poczułam, że ścisnął moją dłoń. Uśmiechnęłam się lekko, bo wiedziałam, że mnie czuje.
*cztery dni później*
Przyszłam rano do szpitala, żeby posiedzieć przy Justinie. Podeszłam do recepcji, zarejestrowałam się i ruszyłam w stronę sali. Zastałam puste łóżko.
-Pacjent przeniesiony do sali 102 - przeczytałam pod nosem kartkę na łóżku. Udałam się korytarzem w stronę sal. Weszłam do sali z numerem 103 i zobaczyłam Justina. Obudził się !
-Justin - podbiegłam do niego i przytuliłam jak najmocniej umiałam - Boże, obudziłeś się.
-Tak, jezu Ash - przytulił mnie mocno.
-Tęskniłam za Twoim głosem, za Tobą - poczułam gulę w gardle. Odsunęłam się od niego i złapałem jego twarz w dłonie - Kocham Cię.
-Ja Ciebie też - uśmiechnął się - Za dwa dni wyjdę ze szpitala i będzie wszystko dobrze, obiecuję.
-Wiem - odwzajemniłam uśmiech.
-Dziękuję - uśmiechnęłam się do sprzedawczyni ze szpitalnego barku. Odeszłam z dwoma kanapkami od baru i udałam się w stronę sali. Usłyszałam z niej szybkie polecenia lekarza i otworzyłam drzwi. Zobaczyłam jak Justin leży nieprzytomny na łóżku, a lekarze próbują go ratować. Przez chwilę stałam oszołomiona, z rąk wypadł mi telefon i kanapki. Jedna z pielęgniarek zaprowadziła mnie za szybę, żebym tam nie stała. Gdy zorientowałam się co się dzieje zaczęłam krzyczeć i płakać.
-Justin ! Justin ! Nie zostawiaj mnie, proszę, nie rób tego - próbowałam podbiec do łóżka, ale pielęgniarka za wszelką cenę trzymała mnie za szybą. Osunęłam się po drzwiach czując jak się trzęsę. Usłyszałam jak próbują go ratować elektrodami. Słyszałam krzyki lekarzy. Słyszałam wszystko coraz ciszej. Uderzyłam głową o drzwi. Z moich oczu ciekły łzy.
-Udało nam się go uratować, ale jest w ciężkim stanie - podszedł do mnie lekarz. Pomógł mi wstać. Podeszłam powoli do łóżka Justina. Leżał nieruchomo, na jego twarzy nie było żadnego wyrazu. Złapałam jego rękę i lekko pocałowałam.
-Nie rób mi tego więcej - szepnęłam przez łzy. Usiadłam na krześle obok łóżka. Momentalnie zasnęłam...
Wstałam rano, poszłam do łazienki, ubrałam się w czystą sukienkę i pojechałam do szpitala. Wsiadłam w metro. Wyjęłam telefon i wykręciłam numer Pattie.
-Halo ? - usłyszałam jej głos w telefonie.
-Dzień dobry Pattie. Ja już jadę - powiedziałam.
-Dobrze, Justin się wczoraj obudził - powiedziała pogodnym głosem.
-Na prawdę ? - ucieszyłam się.
-Tak, dam Ci go - usłyszałam jak przekazuje telefon Justinowi.
-Halo - wychrypiał. Jego głos był taki zmęczony, jakby wołał o pomoc.
-Justin ? - uśmiechnęłam się słysząc jego głos mimo iż był słaby.
-Ashley, to ty ? - od razu jego ton się zmienił - Kochanie, skarbie tak się za Tobą stęskniłem.
-Ja za Tobą też. Nawet nie wiesz jak mi było ciężko wracać do pustego domu.
-Wiem, Ashley, jezu tak tęsknię.
-Już jadę Justin. Zaraz będę.
-Kocham Cię - wychrypiał.
-Ja Ciebie też Justin...
Wbiegłam szybko do szpitala. Cieszyłam się jak dziecko. Pobiegłam korytarzem do sali, w której leżał Justin. Otworzyłam bez zastanowienia drzwi i wbiegłam do sali rzucając się na siedzącego na łóżku Justina.
-Justin - pisnęłam przytulając go mocno. Justin pogładził moją głowę całując mnie w szyję.
-Tak tęskniłem - oplótł swoje ręce w okół mojej talii - Dwa dni jak nieskończoność.
-Justin, dla mnie to były dwa tygodnie bez Ciebie - spojrzałam na niego przypominając sobie dwa tygodnie, które były dla mnie niczym męka. Dwa tygodnie bez jego głosu, bez jego pocałunków.
-Wiem kochanie, przepraszam - spojrzał w moje oczy ze smutkiem.
-To nie jest Twoja wina Justin - pogładziłam jego policzek - Ale nie ważne. Ważne, że żyjesz, że się obudziłeś. Ważne jest to - uśmiechnęłam się i spojrzałam na Pattie - Dzień dobry Pattie, przepraszam, że tak wbiegłam bez przywitania się.
-Przecież Cię rozumiem - uśmiechnęła się do mnie i przytuliła.
-Dziękuję - odwzajemniłam uśmiech i wróciłam do Justina.
-Ja będę już jechać - pomachała nam Pattie wychodząc z sali.
-Pa mamo - krzyknął Justin.
-Do widzenia Pattie - pomachałam do niej i stanęłam przy łóżku Justina. Chłopak pociągnął mnie za rękę pokazując, żebym usiadła na łóżku. Położyłam mu głowę na tors i mocno się do niego przytuliłam.
-Kocham Cię - szepnął mi w ucho - Już niedługo będę w domu, niedługo będzie tak jak dawniej, obiecuję.
-Wiem Justin. Jak wrócisz wszystko będzie dobrze - pocałowałam jego brzuch.
Według Justina:
Te trzy tygodnie były bardzo trudne. Nie tylko dla Ashley, dla mnie też. Leżysz dwa tygodnie bez świadomości po czym budzisz się wiedząc, że zraniłeś tym rodzinę oraz osobę, na której Ci bardzo zależy. To jest tak cholernie trudne. Dwa tygodnie bez świadomości. Zraniłem Ashley, mamę, fanów, ojca, Jazzy, Jaxona. I najgorsze jest to, że to rzeczywiście jest moja wina. Artom mnie pobił nie bez powodu. Jedyną dobrą rzeczą jest to, że nic nie zrobił Ash.
W końcu mogłem wyjść ze szpitala. Postanowiłem nic nie mówić Ash i zrobić jej niespodziankę. Wykręciłem numer Scooter'a i przyłożyłem telefon do ucha.
-Halo ? - odezwał się.
-Hej Scoot, słuchaj podwiózłbyś mnie pod mój dom ? Chciałbym zrobić Ashley niespodziankę, bo dzisiaj wychodzę ze szpitala, a ona o tym nie wie.
-Jasne, zaraz będę.
Podjechaliśmy pod dom. Spojrzałem w okno od kuchni. Stała tam Ashley sama. Robiła obiad.
-Idziesz ? - spojrzał na mnie Scooter.
-Tak - oblizałem usta i wyszedłem z auta. Wziąłem do ręki torbę i ruszyłem w stronę domu. Już miałem zadzwonić, ale otworzyłem po cichu drzwi i wsunąłem się do środka. Cicho postawiłem torbę na podłodze i poszedłem do kuchni. Podszedłem do Ashley, złapałem ją od tyłu za biodra i pocałowałem w szyję.
-Mmm, to dla mnie ? - powąchałem to co robiła.
-Justin - odwróciła się z piskiem i rzuciła się na mnie. Oplotła mi nogi w okół bioder i przycisnęła swoje usta do moich łapiąc mnie za poliki - Wróciłeś, wiedziałam, że wrócisz.
-Musiałem. Taka piękność w domu, musiałem wrócić - puściłem jej oko, stawiając ją na podłodze.
-Okej, to teraz siadaj do stołu i jedz - uśmiechnęła się uroczo.
Kochałem ten uśmiech, te oczy, te dłonie, nogi, brzuch.
Kochałem Ashley...
_________________________________________________________________________________
Aww słodkie zakończenie <3
Mam nadzieję, że opowiadanie się Wam nie nudzi :) Dziękuję za taką liczbę wyświetleń. Jeśli macie znajomych czy znajome Belieberki to proszę, żebyście im podawali link do opowiadania. To dla mnie bardzo ważne :(
Dziękuję <3
@fuckingch4nel
P.S: Ponieważ wyjeżdżam na weekend, dzisiaj dodam być może kolejny rozdział opowiadania :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz